Wincenty Witos, poseł:
Wysoki Sejmie!
Z prawdziwą przyjemnością przychodzi mi zabrać po raz pierwszy głos w tej Izbie, celem poparcia petycji, wniesionej przez proboszcza Szynwałdu ks. Siemieńskiego w sprawie udzielenia pomocy kraju na dokończenie i wewnętrzne urządzenie szkoły gospodyń wiejskich, utworzyć się mającej w roku przyszłym w Szynwałdzie.
Dziś wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nasze kobiety w kraju na wskroś rolniczym, jakim nasz jest, nie dorosły do zadania, jakie na nie spada, jako na przyszłe i teraźniejsze gospodynie, o których się mówi, że trzy węgły domu trzymają. A ze smutkiem tu przyznać potrzeba, że w niejednym wypadku jednego węgła utrzymać nie potrafią, ponieważ trudno jest otrzymać wykształcenie w tym względzie skutkiem małej ilości szkół tego rodzaju i wielkiej odległości tychże.
Dlatego koniecznym jest utworzenie nowych szkół w różnych częściach kraju. Myśl tę pojąć i w czyn wprowadzić usiłuje proboszcz Szynwałdu. Człowiek ten pracuje bez rozgłosu, którego zasadą jest: nic dla siebie, wszystko dla drugich, odmawiający sobie najprymitywniejszych potrzeb ludzkich i pracujący z wysiłkiem, przechodzącym nieraz siły ludzkie.
Zwraca się on do Wysokiego Sejmu z prośbą o udzielenie materialnego poparcia instytucji, z której nasze włościaństwo prawdziwą pomoc mieć będzie mogło; zwraca się po raz wtóry, bo w zeszłym roku prośby jego nie uwzględniono.
Z tych powodów proszę o łaskawe uwzględnienie tej petycji w jak najszerszej mierze.
(Brawa)
Lwów, Galicja, 19 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Zbytecznym byłoby udowadniać, że sól jest artykułem, bez którego się obejść nie jest w stanie ani pałac milionera, ani licha lepianka nędzarza. Jeżeli zaś ludzie, których los obdarzył większą fortuną, nie potrzebują się z tym liczyć wcale, czy ten artykuł jest o kilka halerzy droższy lub tańszy, bo rachunek w ich wydatkach niewielką tu przedstawia różnicę, to dla licznej rzeszy biedaków wcale nie jest obojętną rzeczą, ile ta nieraz jedyna omasta kosztować będzie.
Z dniem 10 lipca została cena soli krajowej ustalona na 20 hl. za kilogram. Zniżka ta nie doszła jednak wszędzie do szerokich kół ludności wiejskiej, ponieważ niesumienni handlarze do swoich celów to wykorzystać umieli, już to sprzedając sól kruchową chętniej przez ludność kupowaną, wmawiając równocześnie w kupujących, że sól krajowa jest najgorszej jakości, do użytku dla ludzi zupełnie niezdatną, już to rozrywając opakowanie ze soli krajowej i takową po wyższej cenie sprzedając. Szerokie więc masy ludności są zdane na łaskę i niełaskę niesumiennych spekulantów, ponieważ krajowe składy soli często jej nie posiadają tak, że niektóre okolice kraju całymi tygodniami są z niej ogołocone, jak to miało miejsce w początkach września w Radomyślu Wielkim i w Dębicy. Podnieść tu trzeba z naciskiem, że sól krajowa pochodząca ze salin bocheńskich, która ma sławę soli lepszej, jest z różnymi skrzeczącymi materiałami zmieszana, które ze solą nic wspólnego nie mają, cóż dopiero mówić o soli w Wieliczce, która jest daleko gorszą od pierwszej.
Wysoki Sejmie! Jeżeli weźmiemy na uwagę, że dla milionowej rzeszy biedaków sól stanowi jedyną omastę tego ziemniaka, jeszcze w tym roku na pół przegniłego, to musimy przyjść do przekonania, jaka się dzieje krzywda tym ludziom, którzy zmuszeni zostają na używanie soli na wpół z ziemią i krzemieńcem zmieszanej. Sól taka, oczywista rzecz, nie jest zdatna do solenia masła, wędlin i innych artykułów żywności, dlatego powinno się tu wprowadzić sól lepszą w paczkach o odmiennej formie, któraby ludność zadowoliła i szwindlom zapobiegła.
Wiemy, że c.k. rząd na soli grubo zarabia, żądamy więc, aby ludności dostarczył tego niezbędnego artykułu w dobrej jakości i nie zbywał soli w większej części z błotem zmieszanej. Żądamy od Wydziału Krajowego, ażeby soli ze salin w Wieliczce, soli takiej jakości jak dotąd była, nie pobierał, bo to tylko dyskredytuje gospodarkę jego na tym polu i odstręcza ludność od kupowania soli krajowej.
(Glosy: bardzo słusznie.)
Żądamy więc, aby Wydział Krajowy dopilnował, aby wszędzie sól krajową sprzedawano po jednakowej cenie.
Lwów, 23 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wiadomą jest rzeczą, że setki tysiące naszego ludu roboczego z braku odpowiedniego zajęcia w kraju wychodzi z ziemi ojczystej po to, ażeby z groszem zaoszczędzonym wracać na zimę w domowe pielesze. Nieliczne jednak jednostki nie wracają, lecz żeniąc się pozostają na obczyźnie i ci właśnie są powodem niezliczonych utrapień dla swojej gminy przynależności, bo dostają się do szpitali a ich dzieci do ochronek i zakładów wychowawczych, gdzie wskutek ubóstwa kosztów utrzymania płacić nie są w stanie, więc cały ciężar spada na gminę przynależności. Proszę się postawić w położenie takiej gminy. Nazwisko danego osobnika zostało już prawie zapomniane, ponieważ stamtąd dawno wyemigrował; gmina maleńka i uboga ledwie dycha pod tylu ciężarami na nią spadającymi, a tu jeszcze dostaje zawiadomienie, że dawny jej mieszkaniec przebywając obecnie na Węgrzech czy w Austrii Niższej tam, gdzie indziej – chorował i leczył się w szpitalu a dziecko wychowywał w ochronce. Ponieważ ów nie był w możności zapłacić nieraz dość wysokiej sumy, szpital czy zakład wychowawczy zwraca się do gminy, ażeby tę sumę nieraz 1000 koron przenoszącą zapłaciła. Jedna gmina w strachu panicznym robi, co może, zaciąga pożyczkę nieraz do niemożliwej wysokości i płaci po to, ażeby po kilku tygodniach czy miesiącach mieć znowu podobną historię. Inna czując się pokrzywdzona nie chce płacić, przez co naraża się na rekursa, ażeby bardzo znaczne koszta procesu zapłacić.
Coś podobnego dzieje się i w krajowych szpitalach i zakładach, szczególnie w zakładzie dla obłąkanych w Kulparkowie, gdzie Wydział Krajowy niejednokrotnie forsownie ściąga nie tylko z gminnych urzędowych ale i z ubogich jednostek koszta leczenia, których nie są
w stanie zupełnie zapłacić.
Zważywszy, że wychodźcy owi wychodzą tylko z konieczności i że gminy jako takie żadnego zysku z tego nie mają, zważywszy, że krajowi łatwiej się byłoby bronić i procesować, zważywszy że krajowe zakłady, szczególnie zakład w Kulparkowie utrzymywany kosztem kraju służyć powinien ubogim i nieszczęśliwym a nie odgrywać roli zakładu na wyzysk obliczonego, Wysoki Sejm raczy uchwalić: „Poleca się Wydziałowi Krajowemu, ażeby koszta utrzymania leczenia i wychowania dzieci małoletnich po ubogich rodzicach, oraz podrzutków w zakładach krajowych i zagranicznych ponosił fundusz krajowy; poleca się Wydziałowi Krajowemu, ażeby już teraz przypadające na gminy koszta z obydwóch tytułów poprzednio wyszczególnionych za czas ubiegły pokrył z funduszów krajowych".
Pod względem formalnym upraszam o odesłanie wniosku mego do komisji sanitarnej.
(Oklaski)
Lwów, 17 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Zabierając głos w tej Wysokiej Izbie przy ogólnej dyskusji budżetowej, nie mam wcale zamiaru puszczać się na szerokie wody wielkiej polityki.
[...]
Zapisałem się do głosu także nie dlatego, ażebym tu miał komuś zaimponować, ponieważ wiem doskonale, że mowa moja pośród wywodów tak świetnych mówców, którzy tu przemawiali, będzie wyglądać jak rozczochrana wieśniaczka przy eleganckiej miejskiej panience. (Wesołość)
Jako włościanin, pragnę jedynie zwrócić uwagę Wysokiego Sejmu na krzywdy i żądania tych szerokich mas ludności, których tu jesteśmy przedstawicielami. Pomimo że nie posiadam obrotnego języka i talentu oratorskiego, jakim się tu inni odznaczają, zapisałem się do głosu jako żywy świadek i okaz nędzy galicyjskiego chłopa. Przemówienie więc moje będzie się obracało koło codziennego szarego i niezmiennego życia naszego chłopa, naszego włościanina. Dziś nikt temu nie zaprzeczy, że podstawą wszelkiego postępu i dobrobytu jest oświata.
(Brawo)
Widzimy jednak, że w kraju naszym znajdują się jeszcze tysiące gmin, tysiące wiosek, które bodaj jednoklasowej szkółki nie posiadają, istniejące zaś szkoły nasze po 40-letnim istnieniu nie potrafiły w wielu miejscowościach doprowadzić do tego, ażeby tego chłopa nauczyć, iż jest nie tylko chłopem, ale i Polakiem.
Lwów, 27 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Jakkolwiek JE. Namiestnik zaznaczył, że na wszystkie klęski, jakie nawiedziły nasz kraj, nie wystarczy pieniędzy, to jednak zaznaczyć tu wypada, że obowiązkiem jest państwa i kraju podtrzymywać egzystencję tych, którzy zawsze stanowią jego podstawę.
Rolnictwo nasze doznało w tym roku tak ogromnej klęski, że ta klęska odbije się aż za kilka lat w przyszłości. Rok obecny zaznaczył się nie tylko kilkakrotnymi wylewami jednych i tych samych rzek, lecz prócz tego także długotrwałymi ulewami i deszczami, które zniszczyły zboże, ziemniaki i inne ziemiopłody, jak również paszę dla bydła.
Kilkutygodniowe bezustanne deszcze spowodowały i to, że pierwsze pokosy zostały przez żywy inwentarz spasione. Pokosy zaś drugie wypadły tak mizernie, że dziś znajdujemy się wobec położenia smutnego, iż trudno będzie obecny inwentarz wyzimować. Oprócz tego, wskutek długotrwałych słot, słoma z wszelkiego zboża zgniła i zbutwiała do tego stopnia, że zupełnie stała się na paszę nieprzydatną. Były okolice, w których ta słoma nawet w polu pozostawioną została. W innych okolicach zbiór owsa przeciągnął się nawet do października. Więc słomy tej użyć na paszę jest czystym niepodobieństwem.
JE. Namiestnik zauważył, że za wiele nie można żądać, gdyż dano także 420 wagonów soli na poprawkę paszy Ja ośmielam się twierdzić, że to za mało. [...]
JE. Namiestnik zaznaczył, że tu nie można się spodziewać wielkiej sumy, gdyż w tym roku właśnie prawie żadnej roboty dla włościan rząd mieć nie będzie, więc i ta suma przepadnie.
Tu także byłoby pożądanym, ażeby nie tylko temu ludowi dać chwilową jałmużnę, dać mu teraz chwilową zapomogę, ale ażeby uchronić go w przyszłości od szkód sprawionych przez wylewy i słoty, i rzucić pewną sumę na uregulowanie rzeczułek wylewających rokrocznie.
Spodziewamy się, że Wysoki Sejm i rząd w przeświadczeniu, że ratując to rolnictwo nasze, ratuje tę podstawę kraju, bez której się obejść nie mogą, dołoży wszelkich stara(c), ażeby przynajmniej choć w części tę elementarną klęskę załagodzić.
Lwów, 27 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Uchwałą Wysokiego Sejmu, znoszącą prestacje drogowe, dokonał się niesłychany przewrót naszych stosunków. Znosząc ten zabytek pańszczyźniany, zrobiło się znaczny krok, (Głosy z ław posłów ludowych: słusznie.) krok bardzo dodatni pod względem społecznym i kulturalnym. Wpłynęło to także dodatnio na rady powiatowe, przynajmniej na ich wielką część, z których wiele usunęło te przeszkody komunikacyjne na drogach, ku ogólnemu zadowoleniu całej ludności.
Anormałność pod tym względem stanowią myta na drogach krajowych; żywimy jednak nadzieje, że Wysoki Sejm uwolni ludność także od tych przeszkód, które dotąd na swoich drogach tak troskliwie hoduje. Jeżeli drogi powiatowe i krajowe wiele pozostawiają do życzenia, to drogi gminne II klasy straszliwy wprost przedstawiają obraz. Nierzadko jeszcze całe wozy i konie toną w bajorach na tych drogach się znajdujących i niejednokrotnie wybierając się w drogę, nie wiedzą ludzie czy wziąć wóz czy łódkę, bo jeżeli przejedzie się kilkadziesiąt kroków tą drogą sucho, to potem jedzie się moczarami, gdzie potrzeba koniecznie stać na wozie, bo gdyby się chciało siedzieć, to by się tak dobrze ukąpało, jak w każdym innym jeziorze. [...]
Narzekania ludności zwracają się przeciw zwierzchnościom gminnym, które się posądza o niedbałość. Rozgoryczenie rośnie nadzwyczajnie i w tym względzie powinny tu nastąpiąć poprawy, i to poprawy, by do ostatniego stopnia cierpliwość ludności się nie wyczerpała.
Lwów, 31 października 1908
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Jako dowód, że dziś społeczeństwo nasze czuje potrzebę, ażeby te kobiety nasze stanęły wyżej, może posłużyć ta dążność do zakładania w różnych punktach naszego kraju szkół kształcących te kobiety na gospodynie.
Wielu ludzi przeprowadziło te swoje pomysły z wielu mozołami, wielu ludzi i dziś jeszcze morduje się po prosu z brakiem sił do urzeczywistnienia tego wielkiego dzieła, wielu ludzi na tym punkcie tak bardzo dla ludu życzliwych, nie mogło doprowadzić tego do skutku z powodu braku sił.
Subwencje udzielone istniejącym już szkołom i jednej szkole, która jest w zawiązku, są tak mikroskopijnie drobne, że jeżeli się zauważy, jak ta sprawa jest ważna i jak wiele tu da się zrobić, to musi się przyjść do przekonania, że tu nic prawie nie zrobiono.
Ażeby ta sprawa poszła raz naprzód, i ażebyśmy mieli kobiety na tym stopniu rozwoju i cywilizacji, na jakim mieć sobie życzymy i na jakim one znajdować się powinny, wskazanymby było, ażeby kraj wystąpił tu nie tylko z inicjatywą, ale i z wydatną pomocą. Zapewne i rządowi nie będzie to obojętne, jeżeli my będziemy mieć coraz więcej kobiet rozumnych, które by mogły sprostać nałożonym na siebie obowiązkom.
Lwów, 3 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Niezaprzeczoną jest rzeczą, że hodowla bydła jest jedną z najważniejszych gałęzi gospodarstwa w naszym kraju, gałęzią, która bądź co bądź jeszcze najlepsze zyski naszemu włościaninowi przynosi. Również zaprzeczyć się nie da, że ta hodowla pozostawia wiele do życzenia i bydło nasze to zwykle liche, karłowate okazy, które nie zawsze te dochody przynoszą, jakieby przynieść powinny. Mimo to czuję się tu w obowiązku oświadczyć, że gwałtowne przewroty w tej gałęzi gospodarstwa więcej by nam przyniosły szkody niż pożytku, bo trzeba zauważyć, że przyczyną lichego wyglądu naszego bydła jest nie tyle rasa ile pasza a właściwie brak paszy. W miejscowościach o gruncie lichym i piaszczystym, gdzie rośnie tylko trawa tzw. psianka, na pastwiskach mokrych, gdzie zwykle rośnie albo nikła trawa, albo mech różnego rodzaju, trudno aby się tam chowało bydło rasy zagranicznej. Nawet na gruntach lepszych wskutek rozdrobnienia ich, trudno uchować lepsze gatunki bydła, bo te potrzebują i lepszej paszy i w większej ilości.
Lwów, Galicja, 3 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Jak tu już w ogólnej rozprawie nad budżetem zaznaczyłem, dotychczasowy system regulacyjny był bardzo wadliwy, bo zamiast przynieść korzyści ludności, najczęściej powodował żale bardzo uzasadnione. Regulacja prowadziła się zwykle w ten sposób, że wyrywano kawałkami i to, co zregulowano dziś, jutro woda zabierała, ażeby znów regulowano w innym miejscu z tym samym, co poprzednio skutkiem.
W najbliższej mojej okolicy, na Dunajcu, miałem czas obserwować te roboty, widziałem, całe to postępowanie i słuszne są narzekania ludności, które się ciągle potęgują. Regulacja ta nie oszczędzała nikogo i niczego, nie pytano się, czy dany grunt do kogo należy, czy go kto używa, zakładano tam faszyny, urządzano przejazdy a na protesty nie było żadnej odpowiedzi, były tylko ze strony inżynierów drwiny. Ludność z obawą wyglądała czasu, kiedy ma się odbyć regulacja za jej pieniądze. Zawiązywano tam spółki wodne na lewym brzegu Dunajca i wyduszano z ludności nawet po kilkadziesiąt koron z morga gruntu.
[...]
Regulacja ta ciągnie się bardzo długo – jak już zaznaczono, 40 lat za mało, ażeby zregulować jedną rzekę. Jeżeli się zauważy, że życie jednego pokolenia jest krótkie, to dopiero w drugim pokoleniu można się doczekać ukończenia regulacji jednej rzeki!
[...]
Musimy przecież uważać na to, ażeby ustawa, jakakolwiek jest, była prowadzona nie tylko z całą bezwzględnością, ale ażeby była prowadzona także na korzyść ludności. Wiemy, że regulacja kosztuje miliony, mamy więc prawo żądać, ażeby te miliony nie były wyrzucane. Wobec dotychczasowego systemu przy regulacji, musimy tu z naciskiem zaznaczyć, szczególnie my włościanie, że miliony te były rzucone w wodę [...].
Lwów, Galicja, 3 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jeżeli widzę, że w dzisiejszej ordynacji wyborczej w niesłychany sposób masy ludu są krzywdzone, jeżeli ustawa dzisiejsza dała im stosunkowo do liczby ludności i jej siły społecznej i materialnej słabe stanowisko; jeżeli się zważy, że lud ten od lat szeregu na wszelkich wiecach i zgromadzeniach wypowiedział żądanie, aby tu nie tylko nakładano nań ciężary, ale dano mu także odpowiednie prawa – to z tych powodów sądzę, że stanowisko nasze nie może być innym, jak tylko ażebyśmy jak najprędzej dążyli do usunięcia tego, co jest niesprawiedliwym.
Ponieważ dzisiejsza ordynacja wyborcza jest niesłychanie dla ludności niesprawiedliwą, więc dążeniem naszym jest jak najprędzej ją usunąć.
Ponieważ chcemy być konsekwentni i popierać każdy krok dążący do usunięcia niesprawiedliwości – stronnictwo nasze głosować będzie za nagłością wniosku p. Lewickiego. (Brawa i oklaski)
Lwów, Galicja, 20 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Ponieważ sądzę, że już motywa samego wniosku dostatecznie udowodniły jego racjonalność, nie będę zabierał wiele czasu i ograniczę się do bardzo krótkiej przemowy.
Na linii kolei państwowej pomiędzy stacjami Tarnowem i Czarną znajduje się przystanek kolejowy Wola Rzędzińska, zamknięty zupełnie dla ruchu towarowego i osobowego. Ponieważ odległość pomiędzy tymi 2 stacjami wynosi 20 kilka kim. i gęsto jest obsadzoną ludnością rolniczą, a gminy tamtejsze stoją na wysokim stopniu kultury i rozwoju ekonomicznego, należące do powiatu politycznego Tarnów, stojąc w bardzo licznych stosunkach handlowych z miastem tamtejszym i z władzami, niesłychanie wielką przeszkodę mają mieszkańcy tamtejsi w tym, że mając obok siebie kolej muszą jeździć drogami gminnymi niejednokrotnie niemożliwymi, cały szereg kilometrów, gdy tymczasem przez rozszerzenie przystanku dla ruchu towarowego i osobowego mieliby na miejscu to, do czego muszą dążyć, jak już wspomniałem cały szereg kilometrów bardzo złymi drogami.
Ludność tamtejsza, zamieszkująca gminy Wola Rzędzińska, Wola Podgórska, Zaczarnie, Żukowice Stare, Żukowice Nowe i Jastrząbka Nowa jest wysoko pod względem ekonomicznym rozwinięta i rozwija się w bardzo szybkim tempie, sprowadza bardzo wiele sztucznych nawozów i różnych towarów do jej codziennego użytku potrzebnych. Pomimo próśb tych gmin pod adresem dyrekcji kolei państwowych w Krakowie wystosowanych dotąd otwarcie tego przystanku nie nastąpiło; dlatego też w myśl żądania tych gmin, w interesie publicznym dziesiątek tysięcy mieszkańców, obok kolei mieszkających mam dzisiaj zaszczyt prosić Wysoki Sejm o łaskawe przychylenie się do mego wniosku i o uwolnienie ubogiej ludności tamtejszej od kłopotów, na jakie do tego czasu jest narażona.
Upraszam więc!
Wysoki Sejm raczy uchwalić:
Wzywa się c.k. Rząd, ażeby w drodze właściwej spowodował otwarcie kolejowego przystanku Wola Rzędzińska dla ruchu osobowego i towarowego, a przez to uchronił ludność tamtejszą od straty czasu i od kłopotów, na jakie dotychczas była narażona.
Pod względem formalnym proszę o odesłanie mego wniosku do komisji kolejowej.
Lwów, Galicja, 23 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Czytając sprawozdanie komisji gospodarstwa krajowego o sprawozdaniu Wydziału Krajowego o melioracjach, musi się wyrazić prawdziwe zadowolenie, że sprawa ta tak ważna w dość szybkim postępuje tempie. Jednak to za mało, jeśli bowiem dziś zdarzy się w niektórych powiatach przejeżdżać nie tylko gościńcami ale i drożynami polnymi przez grunta włościańskie, to widzi się na nich niesłychanie nikłe zboże, mchy i różne porosty, rosnące zwykle na gruntach podmokłych o dzikiej kulturze. [...].
Osuszenie ich dotąd nie przyszło do skutku, a to z różnych powodów. Jedną z przeszkód są nasze urzędy administracyjne: starostowie. [...] Jeżeli widzimy błogie skutki zdrenowanych i zmeliorowanych gruntów, to przychodzimy do przekonania, na jakie szkody narażeni są mieszkańcy, jeśli starostwo pozwala, ażeby ich grunta, czekające na zdrenowanie leżały odłogiem, pomimo kilkakrotnej interwencji marszałka powiatu, księdza Żygulińskiego i łażenie bezustanne interesowanych do starostwa.
Jeżeli zaprzeczyć się nie da, że w niektórych okolicach jest niechęć włościaństwa do melioracji gruntów, jeżeli trafiają się wypadki, że włościaństwo samo, niebaczne na własną szkodę czyni trudności – to można by to usprawiedliwić nieświadomością rzeczy: ale jeżeli władza administracyjna, starostwo odwleka rzecz, która już dawno zrobiona być powinna i przyczynia się do tego, że tysiące morgów ziemi urodzajnej leży odłogiem – tego chyba usprawiedliwić nie można.
[...]
Jeżeli dziś przeważna część ludności uboższej wyjeżdża z kraju z braku chleba – to spytać się godzi, ile by to rąk mogłoby znaleźć zajęcie przy melioracjach, a nie pracować dla obcych, przez co nie tylko nie przynoszą krajowi pożytku, a przeciwnie szkodę, bo emigranci przynoszą demoralizację, która zaprzeczyć się nie da, coraz bardziej się szerzy.
[...]
Dlatego też żądaniem nie moim osobistym, ale żądaniem całego ogółu włościan dziś przekonanych o tym, że jeżeli chce się mieć grunt odwodniony, to potrzeba przede wszystkim zrobić miejsce tej wodzie, przekonali się o tym że dziś nie da się wodę sprowadzić balonami, ale tymi gruntami, na których się znajduje.
Lwów, 4 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Każdy podróżujący klasą 3-cią na pierwszy rzut oka musi zauważyć, że w wagonach tych kolei panuje straszliwe przepełnienie. Jest rzeczą wiadomą, że na tej linii, która prowadzi niemal przez kraj cały, podróżują nie tylko ludzie z Galicji, ale i z Bukowiny i zaboru rosyjskiego, przejeżdżający na Kraków do Prus i Ameryki, oraz do innych krajów Europy bliżej lub dalej położonych. W czasie, kiedy jest większa frekwencja wyjeżdżających, lub powracających, widzi się, że siedzą tam już nie ludzie z osobna, ale jakieś mrowisko ludzkie piętrzące się do połowy wagonów, a niejednokrotnie po samą powałę. Obserwując ten „skład ludzi i tłumoków" zdaje się, że same tłumoki się ruszają – a to ruszają się ludzie, którzy się z pod tych tłumoków wydobywają. Nie mając miejsca na ławach, kładą się jeden na drugim, nie mogąc po niesłychanie męczącej, nieraz kilkanaście dni trwającej podróży, choćby cokolwiek odpocząć i pokrzepić snem, którego od kilku dni nie zażyli.
Czytałem przed kilku dniami w dziennikach krajowych, że rząd, zamiast przysporzyć wagonów, a tym samym ułatwić i udogodnić podróż tym, którzy muszą szukać chleba poza granicami kraju, myśli umniejszyć liczbę wagonów, a więc spowodować ścisk jeszcze większy niż był dotąd. Przychodzi więc na myśl, że ci łaknący chleba będą jeszcze bardziej poniewierani, i ten chleb przyjdzie im z większą jeszcze trudnością i jeszcze bardziej będą na kolejach za swoje pieniądze maltretowani.
[...]
Oprócz ciasnoty panuje brud i brak bodaj prymitywnych porządków, a w dodatku brak światła. Gdyby się miało najlepsze oczy i druk dość gruby – nikt nie potrafi bodaj kilku wierszy przeczytać, aby sobie w ten sposób nieco czas podróży uprzyjemnić. Brak światła odczuwać się daje szczególnie w wagonach 3 klasy, gdzie jeśli nie panuje zupełna ciemność, to światło jest tak mizerne że człowiek widzi zaledwie tyle, ile potrzeba, aby sobie nosa nie przetrącić. Niesłychany także jest brak opału, (p. Tertil: albo nadmiar.) szczególnie przejeżdżając 3 klasą, trzeba doskonale tupać nogami, ażeby nie przyjechać do Lwowa kaleką!
[...]
W innym jednak czasie jest wprost nie do wytrzymania w wagonie bodaj godzinę przebywać. Aby uprosić utworzenie jakiegoś przystanku kolejowego – na to potrzeba czekać latami, nawet przy poparciu Sejmu, a nawet zdarza się, że i on nie pomaga.
Lwów, Galicja, 7 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Zbytecznym byłoby silić się na udowodnienie, jak wielką i ważną rolę w życiu naszym społecznym odgrywa kobieta jako żona, gospodyni domu i wychowawczyni przyszłego pokolenia.
W sprawozdaniu komisji gospodarstwa krajowego o tej sprawie widzimy wprawdzie pewien postęp, jednakże ten postęp jest w stosunku do zaniedbania, w jakim się jeszcze znajdują nasze kobiety tak minimalny, że gdybyśmy dalej postępować mieli w tym samym tempie, to wiele jeszcze lat czekać byśmy musieli, zanim byśmy ujrzeli tę kobietę naszą tak wykształconą, jak tego jej zawód wymaga. Wprawdzie nie możemy żądać, aby wszystkie kobiety nasze były bohaterkami w rodzaju Chrzanowskich, albo by wszystkie były tak tęgimi obywatelkami, jak dawne matrony polskie w rodzaju Sobieskich i innych, ale żądać musimy koniecznie, aby wyszkolenie naszych kobiet postępowało w tempie o wiele szybszym aniżeli dotąd. Poprzedni mówca powiedział, że kobiety nasze nie umieją dobrze spełniać tych codziennych zajęć i obowiązków i to jest zupełna prawda, a to z tego powodu, ponieważ kobiety nasze wiejskie nie mają odpowiedniego wykształcenia.
I dlatego nie chcąc długo panów nużyć, choć w tej sprawie jeszcze niejedno powiedzieć by się dało, wyrażam gorąco życzenie, by Wysoka Izba zajęła się w przyszłości zakładaniem szkół dla kobiet a to w ten sposób, by w każdym powiecie była przynajmniej jedna szkoła dla gospodyń wiejskich. (Brawa)
Lwów, Galicja, 19 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Obchód grunwaldzki przemienił się w wielkie, wspaniałe święto, w którym nie tylko udział wzięły wszędzie niewidziane dotąd tłumy ludu, ale które tryskało nowym, mocnym życiem i silniejszą nadzieją lepszej przyszłości. Deptany butem najeźdźców i rozdarty naród polski łączył się w jednym zgodnym chórze, a podnosząc głowę dumnie, przypominał mi, że mógł i umiał być wielkim i że jeszcze nim będzie.
Niezwykle uroczyście i okazale wystąpił stary Kraków. [...] Chłopi polscy przybyli do Krakowa masowo, nawet z najdalszych okolic dawnej Polski, nie wyłączając Litwy, Podola, Wołynia, Ukrainy. [...]
[Ignacy] Paderewski wydawał się nam jak jakaś zjawa, przemawiał nadzwyczaj pięknie, głośno i porywająco, wywołując grzmiące bezustanne oklaski i entuzjazm nie do opisania. Ludzie nie wiedzieli, co robić, ażeby mu podziw i wdzięczność wyrazić.
[...] Wracając z moimi sąsiadami do domu wieczorem, rozprawialiśmy całą drogę, rozważając przeżycia tego wielkiego dnia. Jeden z nich, Franciszek Stawarz, siedział wciąż zamyślony, a kiedy spytałem, skąd ta jego zaduma, odpowiedział: „Wiecie co, chłopy? Dobrze, że my dziś do Krakowa przyjechali, bośmy widzieli dużo i lżej się zrobiło człowiekowi na sercu, ale ja myślę, że my Prusakowi nigdy nie damy rady i z tego mnie ten smutek zbiera”.
Kraków, 15 lipca
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, Warszawa 1988.
Wysoka Izbo!
[...]
Myszy pojawiły się w zachodnich powiatach kraju w takiej ilości, że istnieje uzasadniona obawa, iż wszystko na polach zjedzone zostanie.
Gdyby w powiatach wschodnich była tak wielka moc myszy, co w Galicji zachodniej, musielibyśmy mieć uzasadnioną nadzieję, że klęska myszy dojdzie do granic niebywałych i że w przyszłym roku nieurodzaj będzie zupełny, jeżeli rychło nie chwycą silne mrozy i nie wyniszczą zawczasu myszy.
Dlatego z uznaniem powitać musimy wniosek, który został postawiony przez członka tamtej strony Izby, tj. przez posła miejskiego.
(Głosy: wiejskiego.)
(P. Merunowicz: ja jestem posłem wiejskim.)
Marszałek: Niech się Panowie o to nie sprzeczają, chodzi tu zresztą tylko o jedną literę.
(Wesołość)
P. Witos: Nie wiedziałem, że p. Merunowicz jest posłem kurii wiejskiej, ale najzupełniej popieram nagłość tego wniosku i proszę, by pomoc wobec grożącej klęski przyszła jak najrychlej.
Lwów, Galicja, 6 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie.
W wielu miejscowościach naszego kraju wybuchła między bydłem i trzodą zaraza pyskowa, zwana pryszczycą. Zaraza ta sama przez się jest klęską powodującą bardzo przykre następstwa dla właścicieli i hodowców.
Zarządzenia, jakie z tej okazji poczyniono, stanowią klęskę nierównie większą od tamtej. Mianowicie tam, gdzie wybuchła zaraza poustawiano masę wart na wszystkich drogach do gminy i obszarów dworskich, przez co bardzo wiele rąk od pracy odjęto. W dalszym ciągu zabroniono wywozu nawozu na grunta bliższe i dalsze, co spowoduje niesłychanie zły stan urodzaju w roku przyszłym, a nadto obniża się wydatność gleby i dochodu z gruntów. Dalej zarządzenia te zabraniają wypędzania bydła na paszę, w czasie gdy pasza jest najobfitszą, co spowoduje, że pasza przysposobiona dla chudoby na zimę, zostanie obecnie użyta, a w późniejszym czasie grozi hodowcom bydła wyprzedaż po niskiej cenie, albo potrzeba dokupienia paszy po cenach bardzo wysokich. Mimo tych niekorzystnych warunków, urzędy podatkowe ze zwykłą sobie surowością ściągają podatki w gminach zarazą dotkniętych.
Ponieważ z powodów tu przytoczonych niemożliwym jest prawie uiszczenie podatków i innych danin przez rolników w gminach tą zarazą dotkniętych, wniosek mój dąży w tym kierunku, ażeby Wysoka Izba zechciała wejść w położenie rolników w powiatach zarazą dotkniętych i spowodowała, ażeby władze podatkowe zechciały na czas, póki zaraza nie zostanie stłumioną, nakazać wstrzymanie ściągania podatków, gdyż okazuje się to zupełnie niemożliwym.
Proszę więc o przyjęcie nagłości mego wniosku, a pod względem formalnym proszę o odesłanie go do komisji podatkowej.
Lwów, Galicja, 6 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
W sprawozdaniu komisji szkolnej przewija się znowu cały szereg cyfr i numerów, którymi są zaopatrzone petycje nauczycieli, więc zastanowić się nam wypada, co kryje się za tym, co spowodowało tych ludzi do wniesienia tych petycji, aby w drodze łaski uzyskać to, czego w drodze ustawy uzyskać nie mogą, co w ogóle kryje się za tym wszystkim.
W sprawozdaniu komisji jest powiedziane, że nauczyciele i nauczycielki, a więc ludzie, którzy mają nam wychować i przysposobić przyszłe społeczeństwo, którzy mają przysposobić krajowi obywateli, proszą o przyznanie im w drodze łaski większego kawałka chleba.
[...]
Nie wiem czy człowiek głodny potrafi myśleć o ideałach, o czymś wznioślejszym, jeżeli nie o głodzie, który mu zawsze dokucza i nie wiem, czy należy pozostawiać w przykrym położeniu tych, którym kraj powierzył swą młodzież, a więc przyszłość społeczeństwa, przyszłość narodu.
Ale nie tylko nad tym chlebem powszednim zastanowić się nam należało, ale rozpatrzeć także, w jakich warunkach ci nauczyciele pracują, gdzie mieszkają, zastanowić by się nam należało także i nad higieną i nad ich zdrowiem.
Ludzie ci mają wychowywać naród, a w wielu wypadkach nie są w możności tego uczynić z powodu lichego, nieodpowiedniego pomieszczenia szkoły. Jest zupełnie usprawiedliwionym przysłowie, że w silnym ciele silny duch mieszka. Jeżeli by się to miało zastosować do nauczycieli, to niezawodnie w tych słabych ciałach mieszkać musi i słaby duch. W bardzo wielu wypadkach zbytnie obciążenie pracą, liche odżywianie się, złe i niehigieniczne mieszkanie uniemożliwia nauczycielom skuteczną pracę.
[...]
Jeżeli najpierw weźmiemy to, iż w wielu gminach, o których sprawozdanie powiada, że posiadają szkoły, znajdują się tylko chałupy będące siedliskami zarazy, domki, które uległy grzybowi, rudery, które nadają się raczej na stajnie aniżeli na szkoły, to zrozumiemy, że w takich norach mieszczących nieraz po paręset dzieci praca nauczyciela, przebywającego tam po kilka godzin dziennie, nie może być wydatną i Rada Szkolna Krajowa nie zdoła nas przekonać, że rzecz przestawia się inaczej. Nadto pracę nauczycieli utrudniają bardzo wielkie okręgi szkolne. W miesiącach zimowych podczas śniegów w okolicach mających bardzo lichą komunikację 1/3 część dzieci do szkoły zapisanych, nie mówię już o obowiązanych do nauki szkolnej, nie uczęszcza do szkoły, bo uczęszczać nie może. Nie każdy bowiem może sobie pozwolić na to, aby dzieci odwoził saniami, a znowu dziecko w wieku szkolnym nie może w zimie po śniegu i podczas zawieruchy maszerować po kilka kilometrów do szkoły. Te cyfry w sprawozdaniu komisji wymownie mówią o tym, że zanadto mało zwraca się uwagi na tych, którzy powinni być dobrze sytuowani. Jednakże chcąc od nauczycieli dużo żądać, trzeba im dać tyle, by z nich nie robić niezadowolonych, ale takich którzy by wiedzieli, że pracę ich się należycie wynagradza, tak by należycie obowiązki swoje spełniać mogli.
Lwów, Galicja, 12 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wasza Ekscelencjo Panie Marszałku!
Jeszcze w dniu 3 bm. wniosłem razem z towarzyszami wniosek nagły, żądający wstrzymania egzekucji podatków w gminach i powiatach zarazą dotkniętych. JE. P. Marszałkowi zapewne to jest wiadomym. Mimo to do tego czasu wniosek ten nie przyszedł pod obrady, egzekutorzy jednak podatkowi z całą bezwzględnością grasują po wsiach i ściągają podatki mimo to, iż w czasie tym z powodu zamknięcia jarmarków uniemożliwionym zostało zdobycie przez kontrybuentów w jakikolwiek sposób grosza.
Wobec tego, iż sprawa ta jest niesłychanie nagłą i niecierpiąca zwłoki, bo jeżeli egzekucja w ten sposób jak dotąd z całą bezwzględnością będzie prowadzona, to narazi kontrybuentów na nieobliczalne straty, prosiłbym, ażeby JE. P. Marszalek, jeżeli uważałby za rzecz zbędną postawienie w najbliższym czasie na porządku dziennymi tego wniosku, w drodze właściwej zechciał zwrócić się do JE. P. Namiestnika, aby tenże spowodował wstrzymanie tej egzekucji.
Lwów, Galicja, 3 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W chwili gdy usta już zamarły, gdy gorące serce bić przestało, a ziemia upomina się o ciało jako o swoją własność, gdy Bóg wydał już sąd o nim jako o człowieku, a zapewne w przyszłości wyda sąd historia o jego działalności na polu politycznym i społecznym, a wierzmy, iż ten sąd będzie sprawiedliwy, nie mogę się oprzeć pragnieniu, ażeby dziś przy spełnieniu ostatniej posługi bodaj parę słów nie powiedzieć. Jakkolwiek nie należę do zwolenników myśli politycznej śp. księdza Stojałowskiego, należę jednak do tych, którzy doceniają doniosłość pracy ks. Stojałowskiego dla ludu, pracy długiej i znojnej, lecz nad wyraz owocnej.
[...]
Ja to muszę przyznać, iż i dzisiaj przychodzi nam spełnić ten smutny obowiązek i pogrzebać zwłoki tego, który dokonał wielkiego wynalazku, którego nikt przed nim nie dokonał: obudził lud. Obudził ten lud, którego setki lat usypiano, obudził miliony obywateli do życia narodowego i społecznego, a więc nowy czynnik, dziś tętniący życiem narodowym, dał krajowi, dał ojczyźnie. Dzisiaj zapewne trudno sobie to uprzytomnić, żyjąc w innych czasach, ile to trzeba było ciepła, aby rozgrzać tę ogromną masę ludową od wieków zlodowaciałą, ażeby tę bezkształtną martwą bryłę uczynić płynną, podatną do silnego życia narodowego i cnót obywatelskich.
[...]
Wytrwałość jednak i praca zrobiły swoje. Lud przestał być nieruchomą bryłą, stał się silnym czynnikiem na każdym polu życia narodowego i społecznego. Uświadomienie mas ludowych postępuje w szybkim tempie, co musi radością napawać każdego kraj miłującego Polaka.
Kraków, Galicja, 3 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Po zeszłorocznej klęsce ulewnych deszczów nawiedziła kraj nasz w r. 1913 nadzwyczajna katastrofa, niepamiętna od r. 1813. Ulewne deszcze, które trwały od końca kwietnia do połowy września i zniszczyły plony we wszystkich powiatach kraju, tudzież kilkakrotne wylewy rzek spowodowały ruinę rolników, która z ogólną depresją ekonomiczną dotknęła także mieszkańców miast. [...] Wprawdzie rząd przyszedł już krajowi z pewną pomocą w powyższym kierunku, ale pomoc ta jest niedostateczną i nie odpowiada rozmiarowi katastrofy. Potrzeba mianowicie wydatniejszych zapomóg na wyżywienie ludności i przezimowanie inwentarza, na zakupno nasion pod zasiewy jare, na naprawę dróg, robót regulacyjnych i melioracyjnych, a przede wszystkim taniego kredytu dla ratowania gospodarstw. Zachodzi też nieodzowna potrzeba ustalenia licznych usuwisk, które się potworzyły w kraju, zdeformowały i zabagniły grunta, oraz uszkodziły budynki. Komisja parlamentarna Koła Polskiego zażądała od rządu takiej pomocy dla kraju, jakiej udzieliło państwo kilkunastu powiatom południowotyrolskim po powodzi w r. 1882, i przy tym żądaniu powinien także Wysoki Sejm obstawać.
Lwów, dnia 5 grudnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...] pragnąłbym napiętnować tę gospodarkę pod względem budowy szkół. Ta gospodarka, którą nazwać należy wielkim całe lata ciągnącym się skandalem, powinna nareszcie ustać, ażeby te gminy nie były wiedzione na pokuszenie, jak się to dotychczas dzieje, ażeby nie karmiono je obietnicami, ale ażeby nareszcie obietnice te spełniono. Bardzo wiele gmin w kraju polegało na tych obietnicach. Nie tylko, że ściągnięto z wielu gmin nielegalnie kilka razy po 20% i odprowadzono je całkowicie do ruiny materialnej, ale przekonano się na końcu, że te ofiary na nic się nie zdały.
Wobec tego, że nie tylko ze względu na stan finansowy tych gmin, ale i ze względu na szkolnictwo samo, postęp i oświatę jest to niesłychana rzecz, która miejsca mieć nie powinna (nazwę ją w tym wypadku rzeczą skandaliczną), prosiłbym jednak, żeby Sejm w tym wypadku należyty dał wyraz swemu przekonaniu, że podobne postępowanie piętnuje się z tego miejsca i że ono więcej miejsca mieć nie powinno. Żeby jednak nie tylko na słowach się ograniczyć, ale by ta dyskusja doprowadziła do jakiegoś rezultatu, pozwalam sobie postawić do głównego wniosku p. Kleskiego dodatkowy wniosek, mianowicie ażeby po słowach:
„Sejm wzywa Wydział Krajowy, aby bezzwłocznie wykonał uchwałę sejmową z dnia 9 lutego 1912 r. dotyczącą utworzenia funduszu 5.000.000 k dla bezprocentowych pożyczek na budowle szkolne w miastach" dodać słowa: „...tudzież funduszu zasiłkowego 10.000.000 k na budowę szkół ludowych w gminach wiejskich".
Lwów, Galicja, 16 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Gospodarka prowadzona przez państwo, doprowadziła do tego, że jest milion ludzi (bo w miliony to idzie), którzy nie mają tego, co koniecznie państwo im dać powinno, tj. chleba. Państwo, które powinno się wstydzić, jeżeli tak jest a nie inaczej, które powinno się postarać o to, aby jednak ci obywatele mieli przynajmniej co do ust włożyć, uważa za stosowne zaprzeć wrota do innego kraju, uważa za stosowne zatrzymać ich tutaj, nie zadając sobie pytania, jakie z tych zarządzeń będą skutki na przyszłość.
[...]
Nie wiem, czy jest wskazane, aby rząd budował tę wielką stodołę i nakrywał ją coraz silniej po to tylko, aby we wnętrzu była pusta, by po niej mogły tylko chyba latać wróble. Państwo austriackie, administracja dzisiejsza i cały stan tej gospodarki jest do tej pustej dobrze nakrytej stodoły podobny. Bo było dawniej, to jest i dzisiaj. Cała masa robotników, cała masa ludzi, którym nie idzie o co innego, tylko o to, by od śmierci głodowej ochronić rodziny, aby sprostać obowiązkom, zapłacić podatki i wszelkie daniny, oczekuje przed starostwami całymi tygodniami na to, aby na końcu usłyszeć odpowiedź: paszportu nie dostaniesz.
[...]
Wiadomo jednak, że emigracja płynie, że to jest wezbrana rzeka, której żadna tama nie zaprze, ale to też wiadome, że kto we właściwym kierunku nie pozwala jej płynąć, to zmusza ją do płynięcia w innym kierunku. Ludzie, nie dostając paszportów, mimo to emigrują, ale dostają się w ręce handlarzy tym ludzkim towarem, którzy ich tak w kraju jak i poza krajem obdzierają w sposób jak najgorzej przez nich praktykowany, w sposób najwstrętniejszy, albo też stają się oni pastwą tych ludzi w ten sposób, że zostają potem bez grosza przy duszy i tak do domu wracają.
[...]
Wychodząc z tych założeń, że emigracja i przenoszenie się z miejsca na miejsce jest każdemu obywatelowi dozwolone, że nastąpiło tylko zgwałcenie ustawy przez tych, którzy powinni je szanować, popierając nagłość wniosku, oznajmiamy, że za wnioskiem p. Starucha głosować będziemy. (Brawa i oklaski)
Lwów, Galicja, 21 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Gospodarka drogowa w ogóle w kraju, która idzie w tym kierunku, by nie tylko stworzyć, ale ulepszyć komunikację, bardzo wiele pozostawia do życzenia. Są drogi rozmaite pod zarządem różnych czynników znajdujące się, zacząwszy od dróg rządowych, a skończywszy na drogach gminnych tzw. II klasy, którym daremnie tę klasę nadano, ponieważ w tylu wypadkach drogi te nie są drogami. Trzeba powiedzieć, że jest tu bardzo dużo różnorodności, ale jest jedno, co je łączy, to, że wszystkie są kiepskie.
[...]
Przede wszystkim wspomnieć tu trzeba, że do niedawna rady powiatowe budowały tylko tzw. drogi marszałkowskie, które niejednokrotnie może odpowiadały intencjom jakichś tam obszarów dworskich, ale które były budowane w ten sposób, że omijały gminy najludniejsze i najbardziej tych dróg potrzebujące. Obecnie, kiedy przychodzi to ukrajowienie tych dróg, ten stan dotychczasowy nie zmienia się; zrzucono pewien ciężar z barek rad powiatowych i bardzo wiele gmin, jak dotychczas, pozbawionych będzie tego środka komunikacyjnego.
[...]
Przy tym zaznaczyć należy, że w wielu wypadkach i powiaty same niewiele w tym kierunku zrobiły. Jeśli mało zrobiły odnośnie do dróg powiatowych i gminnych pierwszej klasy, to co do dróg gminnych drugiej klasy, dróg, które są najwięcej, bo codziennie przez gminy używane, w bardzo wielu powiatach prawie nic nie zrobiło się.
[...]
Wprawdzie mamy znowu obietnice, że będzie lepiej, ale wiemy z doświadczenia, że obietnice bywały, są i będą, a stan taki pozostanie, jaki był dotychczas, o ile gospodarka pod tym względem na inne tory poprowadzoną nie zostanie.
[...]
Jeśli dziś rady powiatowe na liczne prośby odpowiadają, jeśli chcecie mieć drogę, to ją sobie budujcie, to wróćcie do prestacji, to macie panowie furtkę w ustawie gminnej, która pozwala na nałożenie ciężarów na gminy i to jest jedyny środek, ażeby gminy zmusić do budowania drogi. Wiemy, że te drogi marszałkowskie nie były budowane kosztem marszałków, że te drogi budowano kosztem powiatów. Jeżeli dziś woła się o inne drogi, które by służyły nie tylko pp. marszałkom, lustratorom itd., ale też i dla dobra powiatu, to wtenczas nie wolno mówić: budujcie sami, ale powinno być inne hasło użyte: Budujmy razem!
Lwów, Galicja, 26 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Emigracja jest jak się zdaje w Galicji zjawiskiem całkiem naturalnym, dotychczas jednakże nieuregulowanym. Na jedno zgadzają się wszyscy, a mianowicie, że emigrantów wypędza nędza; zgadzają się na to wszyscy ci, którzy nie stoją na stanowisku rządowym, na stanowisku uzyskania taniego robotnika, ale na stanowisku obywatelskim, które jest zdania, że należy samemu żyć i drugiemu żyć pozwolić.
[...]
[...] w emigracji są pewne rzeczy dobre a pewne rzeczy złe. Złem jest to, że najtęższe siły są zmuszone opuszczać kraj, wskutek czego wielu się demoralizuje, a dobrą rzeczą jest, że majątek w kraju się wzmaga, że wartość ziemi wzrasta i że majątek ten pozostaje nie tylko w rękach tych, którzy nań pracowali, ale i w rękach tych, którzy pracy tej nie dali. [...]
Padł tu może niezbyt wyraźnie ze strony rządu zarzut, że wielu jedzie za zarobkiem, ale wielu jedzie także i z tego powodu, że ma chęć przejechania się. Ja nie wiem, czy ludziom głodnym przychodzi co innego na myśl, aniżeli postarać się o to, ażeby zapełnić żołądek. Zdaje mi się, że to jest kardynalna zasada i trudno podejrzewać o kaprysy tego, który myśli o tym, ażeby pozbyć się tej najskrajniejszej nędzy. Jest rzeczą stwierdzoną, że jadą ludzie, którzy nie mają tu zajęcia, albo ci, którzy mają tu zajęcie licho płatne, a tam lepiej płatne. Jeśli więc emigracja przybrała tak znaczne rozmiary, a pomnaża majątek kraju, to chyba jest rzeczą całkiem naturalną, ażeby kraj i czynniki powołane skierowały je w właściwe koryto, ażeby tym ludziom ułatwić przejazd i pobyt.
Emigranci nie spoczywali ani nie spoczywają na różach. Jeśli już przepłynie ten emigrant ten ocean przeszkód, jaki się piętrzy w dostaniu legitymacji do podróży itd., to zaraz na pierwszej stacji spotykają go jak najgorsze niespodzianki. Dla nich bowiem są przeznaczone jak najgorsze wagony, w których bydło się przewozi. Ale i na te wagony muszą czekać godzinami, a nawet i dniami. W wagonach tych deszcz się leje, a co mniej wytrzymały musi parasol otwierać. To miałem sam sposobność nie dalej, jak w roku zeszłym na wiosnę w okolicy Tarnowa oglądać. Podłogi wagonu mokre, ludzie kryją się po kątach, ale i tam leje deszcz również przez pokrycie, jak i w miejscach, gdzie tego nie ma. Ale to wszystko było przeznaczone dla emigrantów, którzy gdzieindziej szukali pracy i chleba, bo to uczynić musieli! Jeżeli się potem weźmie na spytki tych, co tam byli, żeby zapracować na kawałek chleba, dochodzi się do przekonania, że ludzie ci pracują jak niewolnicy, że to są ci dawni pretorianie rzymscy, których popycha dozorca, nad którymi zaciąży brutalna łapa pruska, albo inna, że to są ludzie, którzy znoszą wszystko, byle zdobyć kawałek chleba dla siebie i rodziny.
Dlatego proszę panów, jeżeli dziś jest rzeczą przez wszystkich zrozumiałą, że ten opust nadmiaru sił roboczych jest konieczny, że ta emigracja jest konieczną; to chyba obowiązkiem władzy nie jest, aby stworzyć emigrację dziką, obowiązkiem władzy nie jest, aby oddawać ludzi w ręce hien, handlarzy ciałem ludzkim, przeciwnie rzeczą władzy jest to, aby ułatwić ten ruch, aby skierować go na tory właściwe, aby tych emigrantów otoczyć odpowiednią opieką.
Lwów, Galicja, 27 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Jak to już we wniosku samym wskazałem, na głównej linii kolejowej między stacjami Tarnowem a Czarną, znajduje się bardzo duża przestrzeń, na której nie ma żadnego przystanku. W okolicy tej są wsie bardzo liczne i bogate, dla których kolej, mimo że się w pobliżu znajduje, jest nie do użycia, ponieważ nie ma w bliskości żadnego przystanku. Starania tych gmin od lat dziesiątek prowadzone, pozostały bez skutku. Zarząd bowiem kolejowy czyni w tej mierze takie trudności, że one są dla tych gmin nie do pokonania. Żeby nareszcie uwzględniono to żądanie słuszne tych gmin, postawiłem ten wniosek, prosząc o jego przyjęcie.
Lwów, Galicja, 27 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Gdyby wniosek p. Cieńskiego był postawiony przez kogo innego, gdyby wyszedł ze strony demagogicznej, to przez rozmaite sfery inaczej byłby traktowany Jeśli ten wniosek wyszedł od p. Cieńskiego, to nie nazwie nikt p. Cieńskiego demagogiem, ale wszyscy uznają, że i tamtej stronie podobna gospodarka się sprzykrzyła. Za dużo mówiliśmy o tym, ale to jest materiał wprost nie do wyczerpania, to jest skarb, nad którym może się dyskusja przewlekać całymi dniami. Niestety może fatum jakieś nas ściga. Jesteśmy wiecznie w tym położeniu, że wyciągamy ręce do rządu, wołając: „ratuj", a wysoki rząd z gestem wielkopańskim odpowiada: ratuję, a kończy się na ratunku, który nigdy nie był pomyślny, na tym, żeby zebrać parę wagonów ziemniaków, albo by dostarczyć po parę kilo otręb dla bydła, a nadto te otręby miały taką przemieszkę, że były w nich wszystkie zawartości podobne do otręb, jakie tylko można sobie pomyśleć.
Jeżeli dopomóc do przezimowania bydła i w tym celu rozdziela się sól, to wysoki rząd uważał za stosowne najpierw ściągnąć należytość, a potem pobierać ją przez wójta od interesowanych, przy czym stwierdzić muszę, że ta sól, to ziemia taka, jaką mamy w gruncie, gdzie przynajmniej nie jest zanieczyszczona. I na to gmina płaciła furmanki i dawała pieniądze. Czy to jest zapomoga, czy to jest pasza treściwa, która miała doprowadzić do przezimowania inwentarza. Jeśli na naprawę dróg w powiecie np. tarnowskim, zapomoga na naprawę dróg, których jest 700 km, wynosi 5000 k, to może by rząd rozliczył, wiele wypada na kilometr. Zdaje się, że nie będzie na tyle kamienia, żeby można było psa uderzyć, jakby przechodnia atakował. (Wesołość)
W tym stanie rzeczy przyszła jeszcze jedna sprawa, która dopomogła do rozmiaru klęski. Egzekucja jest tak intensywnie prowadzoną, że wielu już i tak zbiedzonych, by im było lżej, pozbyło się kożucha. Jeśli to należy do akcji zapomogowej, to powiem, że rekord w tym względzie zrobiono. Dziś stwierdzić należy, że nie powinno się stać na fałszywym stanowisku, albo się mówi otwarcie, że niczego się nie macie spodziewać, albo jeśli przyrzeka się, to trzeba coś dać. Wodzenie na pokuszenie jest najgorsze i absolutnie ustać powinno. Przy tym wszystkim ludność była zmuszoną szukać zarobku. Zarobku nie znajdzie tu, bo rząd nie postarał się o budowle, jakkolwiek była uchwała Koła Polskiego, że wszelka akcja zapomogowa ma iść w tym kierunku, ażeby znaczną część funduszów oddano na budowle publiczne. Uchwała taka była, a widzimy, że była tylko na papierze i nie została w czyn wprowadzoną.
Jeśli zatem rozchodziło się o poratowanie majątku, to została droga poza kraj. A tu jest jeszcze jedna rzecz. Mamy kary, sypiące się po setki koron na osobnika, który poproszony przez kogoś nieumiejącego pisać napisał po kartę okrętową do agencji. Za to dostaje się po 500, 600 lub 700 k, a czasem po kilka tygodni więzienia śledczego. To także należy do akcji zapomogowej przez rząd ogromnie rozpowszechnionej. Jeśli więc poseł Cieński postawił ten wniosek, to jest silnym napiętnowaniem tej akcji przez rząd prowadzonej. I dlatego oświadczam, że za tym wnioskiem nie z całą gotowością, ale całą radością głosować będziemy.
Lwów, Galicja, 16 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wojna mocarstw centralnych z Rosją, odwiecznym wrogiem kultury i wolności, była dla narodu polskiego wojną świętą. Naród polski stał przez całe wieki jak mur żelazny, broniący Europy przed nawałą barbarzyństwa, aż wreszcie sam padł ofiarą przemocy i zdrady. Sto kilkanaście lat znosił on największe cierpienie i prześladowania za to, że mimo utraty niepodległości nie przestał nadal bronić swej narodowości, religii i języka, a bronił również i kultury zachodu.
Wojna obronna podjęta o ocalenie tej kultury, zastała nasz naród w jednomyślności i w jednolitym dążeniu uczynienia wszystkiego, aby się przyczynić do zwycięstwa monarchii. Jakkolwiek w wojnie tej Polak musi walczyć przeciw bratu, aczkolwiek dla narodu naszego wojna ta była i jest niezwykłą tragedią, naród nasz nie zawahał się ani na chwilę. [...] Gdy na wschodzie kraju pewne żywioły zdradą ułatwiały wrogowi zalanie kraju, nasi żołnierze wywalczyli świetne zwycięstwa. Ludność, pozostała po wsiach i miastach, złożyła na ołtarzu wojny wszystko, czego od niej żądano i co posiadała. Znosiła bez szemrania najrozleglejsze rekwizycje, skutki przemarszów kilkakrotnych wojsk, bitew, staczanych niemal na całej przestrzeni kraju, zalew wielkiej części kraju przez wroga, co wszystko zamieniło kraj prawie w pustynię, a ludność w nędzarzy.
Ta ludność, dzisiaj bez dachu nad głową, bo armaty zmiotły całe domy z powierzchni, kryje się po norach, ginie z zimna i głodu lub też cierpi katusze wygnania. Wszystko to znosi jednak bez szemrania, znosi w tym przekonaniu, że ofiary te dadzą zwycięstwo państwu, a upragnioną wolność narodowi polskiemu.
Na ten naród, który w tej wojnie nie tylko złożył chętnie ofiary, do jakich był obowiązany, ale dał wszystko na co go stać było, na ten naród, który dziś stoi na pogorzeli swojego dorobku i dobrobytu, zniszczonego wojną, który wysłał na pole walki wielotysięczny zastęp ochotników, na ten naród rzucono haniebne miano zdrajców. Niektóre koła władzy, a następnie ci w krajach zachodnich, którzy wojny nie zaznali, zarzucili narodowi polskiemu najhaniebniejszy czyn, zarzuciły zdradę.
[...]
Toteż Koło Polskie, jako reprezentacja narodu polskiego w tym państwie, protestuje uroczyście przeciw haniebnemu i nieuzasadnionemu zarzutowi zdrady, podnoszonemu przez niektóre koła władzy i czynniki niepowołane lub warcholskie i wzywa c.k. Rząd, aby w imię zasady sprawiedliwości, będącej fundamentem państw i obowiązkiem narodów, jak najśpieszniej i w sposób najbardziej stanowczy odparł ten zarzut, którym tak ciężko skrzywdzono naród polski, i polecił swoim organom władzy postępowanie, godności naszego narodu odpowiadające.
Wiedeń, 28 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Termin zebrania [Koła Polskiego] został wyznaczony na dzień 27 i 28 maja. Odbywało się ono w sali rady miejskiej. Komplet był ogromny. Nie brakowało prawie nikogo. Poza tym w bocznych ławach zasiadali przedstawiciele Królestwa w liczbie kilkudziesięciu ludzi. Znaczna ich większość należała do ugrupowań aktywistycznych. Galerie były przepełnione śmietanką społeczeństwa krakowskiego. Plac Wszystkich Świętych i sąsiadujące z nim ulice zalegały niezliczone tłumy publiczności. […]
Z okna magistratu krakowskiego obserwowałem zebrane tłumy. Było nich coś wielkiego, wzniosłego, świątecznego. Spokój i zdecydowanie, radość i zawziętość odbijały się na wszystkich twarzach jednocześnie. Poruszenie w całym mieście było wprost niebywałe. Tysiączne rzesze ludności wszystkimi ulicami płynęły falą w stronę magistratu, gdzie się miały zacząć te niezwykłe obrady. Osobni posłańcy roznosili tłumowi wiadomości o sytuacji.
Tymczasem rozpoczęcie się obrad przewlekało. Jako przedstawiciele stronnictw stojących na gruncie uchwały z dnia 16 maja odbyliśmy krótką naradę dla zajęcia stanowiska. Postanowiono jednomyślnie, by tak długo nie rozpoczynać obrad, jak długo policja nie zostanie usunięta zarówno sprzed gmachu, jak i z dziedzińca, na którym ulokowano bardzo silne oddziały. […]
Sytuacja stawała się niesłychanie napięta i gorąca. Rząd wiedeński został telefonicznie powiadomiony o panującym wzburzeniu i naprężeniu wśród ludności Krakowa i dopiero po długim naleganiu zgodził się, ażeby policję sprzed magistratu usunąć. Wtenczas już bez przeszkód dopłynęła pod magistrat dalsza ogromna fala publiczności, łamiąc trzymające się jeszcze w oddali kordony policyjne. Dziesiątki tysięcy ludzi zalegało plac Wszystkich Świętych, korytarze i dziedzińce magistratu, […] stało wznosząc bezustannie okrzyki przyjazne pod adresem koła i jego poszczególnych członków, domagając się rozpoczęcia obrad. […] przystąpiono do obrad. […]
Po ukończeniu dyskusji rezolucja została poddana pod głosowanie. Przyjęto ją wśród niesłychanego entuzjazmu.
Kraków, 27 maja
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Mimo oficjalnych przyrzeczeń dawanych przez rząd austriacki, ostatnio jeszcze przez hr. Czernina, w miesiącu styczniu, mimo obietnic i zapewnień cesarza Karola dawanych różnym polskim politykom, nie tylko że pokój zawarto z bolszewikami bez przedstawicieli Polaków, ale pokojem tym, podpisanym w Brześciu Litewskim 9 lutego 1918 r., rozdarto Królestwo Polskie oddając ziemię chełmską i podlaską utworzonemu tym traktatem Państwu Ukraińskiemu.
Było to już po prostu niezrozumiałe bezprawie, jak i gwałt niesłychany, gdyż tak Chełmszczyzna jak i Podlasie wchodziły zawsze w skład Królestwa, stanowiąc jego integralną część, zamieszkane przy tym prawie wyłącznie przez ludność polską. Niemcom tak się spieszyło do zawarcia pokoju, że się zgodzili na przedstawiciela Ukraińców, którym był dwudziestokilkuletni podoficer, nazwiskiem Sewriuk. Osobnika tego oglądaliśmy ciekawie, kiedy się zjawił w parlamencie wiedeńskim w czasie rozpraw dotyczących pokoju brzeskiego i usadowił się na galerii. Rząd oczywiście nim się pieczołowicie opiekował.
Wiadomość o tej zbrodni, dokonanej przy tym w sposób najbardziej perfidny przez oba rządy na polskim narodzie, wywołała olbrzymie, nigdy zapewne niewidziane rozgoryczenie i wzburzenie we wszystkich warstwach. Jak dawniej każdy zadany cios, jaki na naród spadał ze strony Niemców czy Austriaków, zwykle działał przygnębiająco, tak ten stał się pobudką do wspaniałego porywu obrażonego i skrzywdzonego narodu, którego gniew zerwał się jak burza we wszystkich niemal zakątkach Polski.
9 lutego
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. II, Paryż 1964.
Niebawem odbyło się posiedzenie przedstawicieli wszystkich parlamentarnych stronnictw polskich. Na tym posiedzeniu upoważniono mnie jako przewodniczącego najliczniejszego klubu parlamentarnego do zwołania wszystkich posłów polskich z Galicji, celem powzięcia postanowień wobec wypadków, jakie zaszły i jakich należało się spodziewać. Posiedzenie to zostało zwołane na 28 października 1918 r. w Krakowie, do sali magistratu, w której jeszcze żyły echa obrad i rozbicia Koła Sejmowego w r. 1917.
Obrady były bardzo gorące, niekiedy nawet burzliwe. Główny powód stanowiła różnica poglądów na utworzony przez Radę Regencyjną rząd Świeżyńskiego w Warszawie. Socjaliści dowodzili, że był to rząd jednostronny, złożony z samych zwolenników Narodowej Demokracji. Myśmy się zbytnio tym nie przejmowali. Nie było również jednomyślności co do wyboru siedziby utworzyć się mającego ciała o charakterze tymczasowego rządu dla Galicji. Po długich sporach, już bardzo późną nocą, uchwalono rezolucję stwierdzającą, że ziemie polskie znajdujące się dotąd w obrębie monarchii austro-węgierskiej należą do państwa polskiego. Dla tych ziem postanowiono utworzyć Polską Komisję Likwidacyjną złożoną z 22 posłów wybranych według klucza partyjnego i jednego przedstawiciela Śląska Cieszyńskiego. [...]
Utworzona w ten sposób PKL miała objąć cały zarząd administracji państwowej w zaborze austriackim. Wobec wyłaniających się trudności upoważniono prezydium, składające się z posłów: dr. Tertila, Aleksandra Skarbka, Wincentego Witosa i ks. Józefa Londzina ze Śląska, do wykonywania najpilniejszych czynności. Spory w łonie samym polskich stronnictw, niezdecydowanie socjalistów, zbytnie oglądanie się na Warszawę narodowych demokratów i konserwatystów ogromnie opóźniły i utrudniały pracę.
Kraków, 28 października
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. II, Paryż 1964.
Wysoki Sejmie!
Ze względu na stosunki zewnętrzne, ze względu na niesłychanie trudne położenie wewnętrzne, ze względu na zasługi pewnych osób zasiadających w obecnym rządzie, oświadczam, że stronnictwo nasze głosować będzie za wotum zaufania dla tego rządu. To jednak zupełnie nie zwalnia nas od rzeczowej i życzliwej krytyki postępowania obecnego rządu i od krytyki przeszłości. (Głosy: prosimy.)
Dzisiaj, niestety, w wielu wypadkach poddając refleksji i ocenie sposób postępowania poprzednich obcych, wrogich rządów i dzisiejszych, wielu ludzi przychodzi do tego przekonania: a jednak nic się nie zmieniło. Zmieniły się orzełki z dwugłowych na jednogłowe (Głos: bez korony!), bez korony i z koroną. Bardzo wielu z tych ludzi, którzy mieli i ciało, i duszę austriacką, albo duszę innego zaboru, z ludzi, którzy wysługiwali się obcym rządom, którzy nie tak dawno polowali na ordery, tytuły i pensję (Głosy: bardzo słusznie!), udawało przez dłuższy czas Polaków, Polaków niezwykle gorliwych, nie biorących niczego tak do serca jak przyszłość narodu, a jednak ci sami ludzie, dwa tygodnie przedtem, kiedy nie było jeszcze wiadomo czy Polska jako państwo powstanie, czy
Austria przestanie istnieć, zabraniali swoim podwładnym urzędnikom Polakom przemawiać po polsku, uważając to za zbrodnię. (Głosy na prawicy i w centrum: słuchajcie!) Jeżeli dzisiaj od tych ludzi, stojących na stanowiskach naczelnych i podrzędnych, zależeć ma regulowanie naszego życia i przyszłości, to musimy pod znakiem zapytania postawić naszą przyszłość, a co najmniej uporządkowanie naszych stosunków wewnętrznych. (Głosy: dużej miotły! Oczyścić!) Jeżeli ma się czyścić, to powinno się czyścić należycie. (Głosy: bardzo słusznie! Zacząć od góry! Od dołu! Od starostów!) Niektórzy panowie mówią, że powinno się zacząć od góry, inni, że od dołu, a inni jeszcze, że od starostów. Ja sądzę, że trzeba od razu zacząć od jednych, drugich i trzecich. Do kategorii tych urzędników należą oczywiście i ci wszyscy, których panowie wymienili. Nie mówię tego dla efektu, lub aby się wygadać, ale stwierdzam faktyczny i istotny stan rzeczy; ostrzegam, że w razie ich pozostawania wytworzyć się musi ferment niebezpieczny, który słabe podwaliny państwa wysoce naruszyć może. (Brawa).
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Chcemy mieć ładną wieś polską i do tego dążymy, ale wiemy doskonale, że zanim akcja w tym kierunku doprowadzi do jakiegokolwiek rezultatu, to znaczna część ludności z poza [sic!] grobu jedynie patrzeć na to będzie. Ponieważ chcemy budować dla żywych, a nie dla umarłych, dlatego musielibyśmy za taką pomoc techniczną od razu serdecznie podziękować. (Głosy: dziękujemy!) Żądamy pomocy zupełnie innej i stoimy na stanowisku, że jakkolwiek państwo nie może w tej chwili wydawać sum wysokich, jednak musimy powiedzieć jasno i otwarcie, co państwo może robić, a nie może ono robić nic innego, jak starać się utrzymać przyszłość i utrwalić byt tej ludności w chwili, kiedy ludność ta została zrujnowana.
Dlatego też nasze stanowisko jest takie, że odbudowa musi być przeprowadzona na koszt państwa, a nie na koszt zrujnowanych wojną. Rzeczą rządu jest wchodzić w międzynarodowe układy, to nie mogą jednak czekać właściciele zrujnowanych gospodarstw i zrujnowane rodziny, bo to wszystko należy do rządu, należy do całości. (Brawa).
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jeżeli mamy mówić jeszcze o stosunkach wewnętrznych, to trudno nie zwrócić uwagi na fakty, które w oczy wpadają. Powiedziałem, że polityki zagranicznej tykać nie będę. Ale chciałbym powiedzieć o tym, co się wewnątrz kraju dzieje, to jest o stosunku naszych władz do rozmaitych cudzoziemców szkodliwych, którzy dotąd na ziemiach polskich mieszkają i nie tylko są przez władze polskie tolerowani, ale bardzo często uprzywilejowani. (Głosy na prawicy: słuchajcie, słuchajcie!) Do tego czasu ogromna większość posterunków dawniejszej żandarmerii, dzisiejszej straży ziemskiej, obsadzona jest przez Rusinów. (Głosy: hańba!) Kierownicze posterunku obsadzone ludźmi, którzy teraz mszczą się w sposób bezprzykładny na ludności. Są przeważnie Ukraińcy i na każdym kroku to okazują. Komendantami wyższymi czy powiatowymi, czy stojącymi nawet na wyższych stanowiskach, są bardzo często ci Austriacy, którzy się dzisiaj przedzierzgnęli i przyoblekli w skórę Polaków, ci sami, którzy gdyby się jutro utworzyło inne jakieś państwo, z lekkim sercem poszliby do niego na służbę. I tu rozpoczyna się ta orgia nadużyć, nadużyć, jakie były za czasów dawnych rządów, a nawet nadużyć spotęgowanych. I tu my się musimy zwrócić do kierownika tego działu, pana ministra spraw wewnętrznych, ażeby zwrócił baczną uwagę na to, by w chwili gdy się prowadzi wojnę, ludzi należących do obcej narodowości nie dopuszczał do wyższych urzędów, gdyż to szkodzi państwu niesłychanie. Trudne jest do pojęcia i tylko w Polsce możliwe, żeby cudzoziemcy mieli możność piastowania urzędów. (Głosy na prawicy: nawet w wojsku!)
W naszym kraju dużo wybitnych stanowisk i znacznych majątków posiadają także Czesi, i z chwilą, kiedy Czesi dokonali zdradzieckiego napadu na Śląsk, z chwilą, kiedy w sposób zbójecki to zrobili, z tą samą chwilą właśnie nastąpił niesłychany rozgardiasz. Panowie starostowie, komisarze i rozmaici inni urzędnicy nie wiedzieli, co z tym robić: czy Czechów aresztować, czy internować, czy też otoczyć jeszcze lepszą opieką. W rezultacie nic nie zrobili.
Mamy dowody, że Czesi jak dawniej postępują, jak dawniej majątki robią i kpią w żywe oczy z nieudolności Polaków, a my się temu przypatrujemy z największą niezaradnością. Nie w celach odwetu, ale dla prostej ostrożności ludzi tych powinniśmy usunąć, gdy są oni szpiegami i pracują dla własnego narodu w sposób jak najlepszy, przygotowują materiały, które niezawodnie nie wyjdą nam na korzyść. Np. rozmaici wielcy panowie trzymają u siebie tych cudzoziemców jako nadleśnych, rządców itp. Czyż Polaków nie ma, by te zadania spełniali? I to najsmutniejsze, że na to wszyscy patrzą, tak jakby to zupełnie nikogo nie obchodziło. Są to rzeczy szkodliwe, ale rzeczy dowodzące, że administracja tak się rozlazła, że trzeba będzie jakoś ją skupić, że trzeba będzie ludziom przypomnieć obowiązek, a tych, którzy obowiązków swych nie spełniają, po prostu napędzić. (Brawa i oklaski)
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W ciężkim położeniu jest również kolejnictwo. Dzięki temu, że nasz wróg ustąpił tak szybko, zostało się trochę parku kolejowego, którym rozporządzamy. Jeśli do tej pory na wielu stacjach nie wprowadzono nawet biletów, jeśli urzędnicy – nie posądzam ich ale nie chciałbym, żeby mieli pokusy – wypisują sami bilety bez żadnej kontroli, nawet bez kalki na dowód, że bilet wydano, to nie wiadomo, czy pieniądze idą do kieszeni urzędników, czy do skarbu państwa. Również stwierdzić trzeba, że wysokość cen jazdy koleją, szczególnie w Królestwie Polskim, doszła do takiej niebywałej wysokości, że jeżdżą jedynie ci, którzy muszą, choćby to ich miało zrujnować, ludzie zaś, którzy by chcieli jechać nie dla przyjemności, lecz dla korzyści swojej i swojej rodziny, nie mogą kolei używać, bo jest za droga. Niejednokrotnie jest przepełnienie, ale bardzo często idą wagony próżne. Czy nie można by tych anormalnych stosunków uregulować?
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Gdy mówimy o poczcie, to się mówi o czymś, co określić trudno. (Wesołość). Poczta zaczyna się i kończy na skrzynce pocztowej i urzędniku, który siedzi w biurze, ale gdyby kto chciał nadać list lub telegram, może uczynić to ten tylko, komu na załatwieniu sprawy nie zależy. Dostajemy listy wysyłane przez pocztę polską. Ładna i przyjemna rzecz! Ale dostajemy listy z miejscowości oddalonej o parę mil - za parę tygodni. Jeśli wysyłamy jakiś telegram, to idzie taką samą droga, tak, że często ludzie pomagają sobie piechotą (wesołość), bo wiedzą, że to jest droga prędsza i pewniejsza. Czy to jest winą urzędników, czy całego aparatu, nie wiemy. Wiemy tylko, że istnieją anormalne stosunki, i to powinno być usunięte jak najprędzej. (Głosy: winien Arciszewski) Nie chcę odbywać sądu ani nad p. Arciszewskim, ani nad obecnym kierownikiem poczty. Chodzi mi o rzecz, a winowajcy niech sami to do siebie zastosują. (Brawa)
Wysyłanie listów i telegramów kosztuje. Dawniej mieliśmy kontrolę w postaci marek. Do dziś jednak rząd polski nie zdobył się na wprowadzenie marek (Głosy: ale marki już są). Chodzi nie o to, żeby były, ale żeby był z nich użytek. Poczta i telegraf kosztują, ale koszty te powinny się opłacać. W stosunkach austriackich opłacały się one, ale czy się obecnie opłacają, nie wiemy; to jednak wiemy, że wysyła się listy opłacone lecz bez marek i tylko od sumienności urzędnika zależy, czy te pieniądze da państwu czy weźmie sobie. Naszym życzeniem jest, by te nienormalne stosunki usunąć.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Aparat aprowizacyjny pozostawia bardzo wiele do życzenia (Głosy: ale chłopi z głodu umierają. Nie ma tego aparatu!) Słyszałem, że jest, a nawet mogę podać jego adres. Mówię o aparacie, a nie o żywności, bo i przy aparacie można także z głodu umrzeć. Trzeba mieć wzgląd na stosunki, w jakich się żyje, ale to, co się dotąd robiło, nie może być ani pochwalane ani w dalszym ciągu cierpiane. Wiemy, że do dziś jeszcze są ludzie gromadzący olbrzymie zapasy żywności, zboża i innych produktów, ale dowiadujemy się o tym dopiero z odbytych rewizji i ze skutków tych rewizji. Jeżeli chcemy nabyć poszczególne artykuły, czy to zboże, czy cukier, czy inne, zawsze je dostaniemy, jednak nie od urzędu aprowizacyjnego, lecz od tych, którzy aprowizacji nie prowadzą. Dostanie się je po cenach wygórowanych, paskarskich, które rujnują tego, który musi te towary nabyć, ale częstokroć ostatni grosz na to wydaje. Brak kontroli, brak zastosowania środków zapobiegawczych musiał doprowadzić do tych anormalnych stosunków, które powinny być jak najprędzej usunięte.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Polska na szczęście jest krajem, który posiada rozmaite materiały i minerały i to wszystko, co do życia jest potrzebne. Mamy obfitość węgla, ale mamy przy tym dziwne zjawisko, że węgiel jest w kopalniach, że mają go rozmaici handlarze, którzy biorą ceny paskarskie, a ludzie prywatni i instytucje tego węgla za żadną cenę dostać nie mogą. A tak jest szczególniej w Galicji. Szkoły tam stanęły. Młodzież rzucona na pastwę zdziczenia w czasie długiej wojny, teraz wskutek tej niezaradnej gospodarki znowu nie może się uczyć, i dalej dziczeje, bo szkoły musiano zamknąć z powodu braku opału. Sam dostałem listy w tej kwestii z rozmaitych okolic kraju, mówię tutaj o Galicji Zachodniej. Powinniśmy przeciw zastosować jakieś środki zaradcze, ludzie powinni poczuć rękę rządu, dotąd tego nie było, więc sądzę, że się to niezadługo poprawi.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Obecnie żyjemy w czasach ciężkich. Jesteśmy krajem złupionym przez obcych, państwem, prowadzącym wojnę, a więc mającym olbrzymie zapotrzebowanie, mimo tego musimy myśleć i o przyszłości. Stan jest rozpaczliwy. Ziemie zostały wyniszczone, zrujnowane i wyjałowione, zbiory przeszłoroczne nie tylko były liche, ale w wielu powiatach przepadły. Jeżeli zawczasu nie pomyślimy o środkach ratowniczych, jeżeli wcześniej nie wystaramy się o nasiona zdrowe, zdatne do siewu, to ogromne połacie kraju będą nie zasiane. Tego ludność sama sobie nie zrobi, tego nie zrobią towarzystwa, które tam pracują i są bardzo często jednostronne, ale to musi zainicjować i przeprowadzić rząd. Nie można wymagać rzeczy niezniszczalnych, ale można żądać tego, co w tej chwili jest rzeczą konieczną - a więc wewnętrzny rozdział ziarna, unikając separatyzmu dzielnicowego, powinien być pierwszym zadaniem rządu, który powinien mieć co do tego przygotowany materiał, powinien się dowiedzieć, ile jest morgów do obsiania tego zboża, ażeby wiedzieć, co z resztą zrobić. Zaczynając gospodarzyć u siebie, powinniśmy gospodarzyć dobrze, a to, co się dotąd robiło, nie jest gospodarką planową, nie może być cierpiane i prolongowane. W tym wypadku zdaje mi się, że rząd spełniłby swój obowiązek w sposób odpowiedni spełniając te życzenia, które nie są życzeniami naszymi, ale ogółu.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W imieniu Klubu Ludowego PSL „Piastowców" mam zaszczyt złożyć następującą deklarację:
Wchodząc do pierwszego sejmu polskiego jako przedstawiciele warstwy ludowej, wyrażamy przede wszystkim naszą niewypowiedzianą radość, że nam opatrzność dała doczekać tej wielkiej chwili, jaką dziś przeżywamy, kiedy rozdarte przez mocarstwa zaborcze państwo polskie zrasta się w jedną nierozdzielną organiczną całość, a Sejm obecny jest wyrazem tego zjednoczenia. Brutalni i butni rozbiorcy państwa polskiego leżą dziś pokonani lub rozbici, a na gruzach ich potęgi powstaje wolna Polska. Zbrodni rozbioru państwa polskiego naród polski nigdy nie uznał, a pierwszy Sejm Polski wskrzeszonej Rzeczypospolitej stwierdza uroczyście, że wszystkie rozbiory Polski były gwałtem, dokonanym przez chciwych i podstępnych wrogów na osłabionym chwilowo państwie polskim, gwałtem, który zemścił się krwawo na nich samych i całej Europie. Składamy głęboki hołd cieniom i duchom naszych bohaterów, którzy od dnia rozdarcia naszego państwa aż po dzisiejszą chwilę o państwową niepodległość Polski walczyli. Ta niezmierna radość, jaka przepełnia serca i dusze całego narodu, jest uczuciem górującym ponad wszystko, nawet ponad troski i gorycz z powodu męczarni i krwi, z jakiej wyłania się zjednoczona Rzeczpospolita Polska.
Jesteśmy gotowi poświęcić wszystkie nasze siły, krew, pracę i trudy, aby powstająca Rzeczpospolita Polska, której podwaliny będziemy zakładać, była mocna, trwała, potężna i niezniszczalna. Rękojmią jej mocy będzie to, że będzie ona republiką ludową i państwem pracy bo innym nasze państwo być nie może. Wytężymy nasze siły przede wszystkim w tym kierunku, aby złączyć wszystkie dzielnice i ziemie polskie w jedną nierozdzielną całość państwową z własnym wybrzeżem morskim. Państwo Polskie musi mieć te granice, jakie mu zakreślił trud walki i kulturalnej pracy naszych przodków. Z ludami bratnimi chcemy postawić i utrzymać nasz stosunek jak równi z równymi i wolni z wolnymi. Cudzych ziem i ludów zabierać nie chcemy, ale swoich i na zagładę nie oddamy. Nie damy sobie wydrzeć ani Lwowa ze Wschodnią Galicją, ani Śląska z Cieszynem, ani Orawy i ziemi Spiskiej, ani ziem polskich dawnego zaboru pruskiego z Poznaniem i Gdańskiem, ani naszych ziem wschodnich z Wilnem, jako nieoddzielnych części naszego państwowego organizmu. Żadnych krzywdzących układów w sprawie naszego terytorium i naszego ludu nie uznamy.
Warszawa, 22 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Żałować może należy, że nad sprawą poruszoną tym wnioskiem zaczynają się debaty w tej cokolwiek podnieconej atmosferze. Uważam jednak, że należy tu niejedno powiedzieć i wytknąć bez względu na to, czy się to komuś podobać będzie, czy nie. Jak naród polski w ogóle, tak armia polska w szczególności ma dziś bardzo ciężkie i trudne zadanie do spełnienia. Gdy naród polski z jednej strony jako całość ma wykazać swoją tężyznę, zdolność organizacyjną, polityczną i dyplomatyczną, tak z drugiej strony armia ma wykazać zdolność militarną, ma obronić granice Ojczyzny.
[...] A jeżeli żołnierz i armia mają spełnić swoje ciężkie zadanie, to przede wszystkim ten żołnierz musi być i syty i odziany, i uzbrojony. Do walki nie staje się ani z żołądkiem pustym ani z pustymi rękoma. Zaopatrzenie być musi i armia musi dostać takie wyposażenie, jakie jej się należy. Państwo jest ubogie, tego zaprzeczyć się nie da, ale powinno się na to zdobyć, by dać każdemu żołnierzowi wszystko, czego potrzebuje, aby mógł spełnić swoje obowiązki. Armia musi być źrenicą narodu, armia musi być z narodem związana i pomiędzy nią a społeczeństwem nie może panować jakikolwiek separatyzm.
[...]
Jeżeli armia ma spełnić swoje zadanie, a spełni je niezawodnie, to z drugiej strony armia nie może być zamkniętą kastą, lamusem, do którego składa się rozmaite graty, już niepotrzebne. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale zwracam ogólną uwagę odpowiednim czynnikom na różne indywidua, które niedawno starały się gnębić żołnierza, dlatego że dla armii i dla państwa obcego w myśl ich wskazówek nie pracował, a które dzisiaj są przełożonymi tego żołnierza. Żołnierz musi wiedzieć, za co walczy, za co ginie, ale musi darzyć swojego dowódcę zaufaniem, a dowódca musi na to zaufanie zasłużyć.
Warszawa, 27 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Zdajemy sobie sprawę z tego, że jeszcze nie jesteśmy w takim położeniu, ażebyśmy mogli z całym spokojem w przyszłość spoglądać. Wiemy, że ci sami sąsiedzi, którzy nas rozdarli, żyją, i jakkolwiek tu i ówdzie zostali osłabieni, i jakkolwiek dotychczasowa ich budowa została zwichnięta i nadłamana, to jednak rządy pozostały te same i została chęć zemsty i odwetu. Zemsta żyje i może się spotęgować, dlatego zrozumiałym jest, żeby się przeciwko temu o ile możności przygotować. Siły nasze dotychczasowe może jeszcze nie są w stanie temu zapobiec i dać sobie radę; o tyle może są za słabe, że do tego czasu jeszcze się nie ugruntowały.
[...]
Chciałbym żeby się te siły, które posiadamy nie wyzyskane, skonsolidowały i wzbudziły respekt u naszych sojuszników. Nie byłby to bowiem sojusz naturalny, gdyby kto do nas, bardzo życzliwy nawet, przychodził w roli opiekuna po to, żeby ochronić swym płaszczem biednego pupila. Ani honor, ani interes narodu tego nie dyktują, i musiałoby to wyjść na szkodę tylko, bo nawet ci sami sojusznicy nie mogliby nas poważać, gdyby się o naszej sile nie przekonali. Zupełnie słusznie powiada w motywach swoich Komisja zagraniczna, że chce przeprowadzić sojusz polski z wielkimi demokracjami Zachodu. Zupełnie słusznie, ale jeżeli sojusz ma być trwały, to Polska musi być również demokracją, i to nie na papierze, lecz demokracją w rzeczywistości. Demokracja nie polega na gnębieniu pewnych klas przy pomocy nawet obcych, ale polega na tym, aby wprowadzić równe prawa i obowiązki dla wszystkich obywateli. My też czego innego nie żądamy. To się dotąd nie stało, a to się stać powinno.
Warszawa, 26 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Żałować wypada, że sprawa całkiem materialnej natury przeszła zupełnie na grunt inny i niektórzy chcieli z niej zrobić rzekomą walkę przeciwko duchowieństwu a nawet religii prowadzoną.
Chciałbym oświadczyć w imieniu stronnictwa, do którego należę, a sądzę, że mogę to uczynić w imieniu innych włościan, że ci, którzy stawiali sprawę w ten sposób, jak mieliśmy sposobność słyszeć, nie myślą wcale o jakiejkolwiek walce z duchowieństwem, a tym mniej z Kościołem, albo z religią.
Sprawę tą stawiamy zupełnie osobno i nie chcielibyśmy, aby ci, w których interesie materialnym leży obrona, mieszali ją z czym innym. Nie ma najmniejszego powodu w tej chwili, aby walczyć z duchowieństwem na tym tle. Walka ta była, walka ta trwa może w mniejszej mierze, nie była jednak nigdy przez nas wywoływana i wywoływana nie będzie. Obrona nasza jest objawem całkiem naturalnym i nikt w tej Wysokiej Izbie nie może prawa obrony temu, kto jest napadnięty, odmówić.
Jeżeli ktokolwiek w tej chwili, wysnuwając wnioski z tej kampanii, jaka się prowadzi, chciałby czynić chłopu zarzuty, jakoby ten prowadził walkę z Kościołem katolickim, to by się grubo mylił, lub zupełnie świadomie sprawę fałszował. Co innego jest interes ziemski, interes materialny, a całkiem co innego interesy Kościoła i religii. Kościół i religię uważamy za rzecz nietykalną, do której nikt nie ma prawa się mieszać, ale nie możemy pozwolić na to, ażeby sprawy majątków pewnych osób utożsamiać z prawami Kościoła. My to rozróżniamy, i chcemy, aby w ten sposób i drudzy rozróżniali.
Warszawa, 25 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Naród polski, który po ciężkiej wiekowej niewoli uzyskał upragnioną wolność, zdaje sobie dokładnie sprawę komu i w jakiej mierze zawdzięczać to powinien. Nigdy on tego nie zapomni, że niepodległość i zjednoczenia w wielkiej mierze zawdzięcza bohaterskim armiom sprzymierzonym, nigdy nie zapomni usług jakie oddała mu wielkoduszna Francja, potężne Stany Zjednoczone Ameryki, których prezydent pierwszy podniósł hasło Polski Zjednoczonej i Niepodległej, niezłomna Anglia, od dawna węzłem braterstwa związana z Polską, państwo włoskie, jak też i inne państwa sprzymierzone.
Będę jednak pomny niedalekiej przeszłości, za największe dobro swojego państwa uważam jego niezawisłość zupełną pod każdym względem, jako najpewniejszą gwarancję swojego bytu i rozwoju. Z żalem tedy musimy stwierdzić, że niezawisłość ta nie przypada od razu w udziale wszystkim ziemiom niezaprzeczenie polskim, że o niektórych, dla państwa polskiego koniecznych, decydować ma dopiero plebiscyt, a są i takie niezaprzeczenie polskie obszary, które pozostały nadal pod obcą przemocą. Niezawisłość tą narusza dalej w wysokim stopniu wprowadzenie do traktatu pokojowego postanowień wyjątkowych, suwerenności państwa polskiego uwłaczających. Do tych między innymi należą zneutralizowanie Wisły i z góry narzucone prawa dla mniejszości narodowych. [...]
To są między innymi powody, które stronnictwo nasze zmuszają do oświadczenia się przeciw treści traktatu zawartego pomiędzy Polską, a mocarstwami głównymi, mając niezłomną nadzieję, że zmiany konieczne dla naszego państwa w traktacie tym zostaną w przyszłości przeprowadzone.
Warszawa, 31 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Stwierdzić chcielibyśmy to cośmy mówili już niejednokrotnie, że dotychczas mimo wszystko, co się robi i co się mówi, wiele organów władzy nie tylko nie uważa za stosowne zmienić swego postępowania na lepsze, lecz rozzuchwalając się, postępowanie wobec ludności w wielu wypadkach zmieniło na gorsze. Podwładne organy władz, mam tu na myśli służbę bezpieczeństwa, doprowadzają bardzo często do tego, że tej władzy trzeba się strzec, że trzeba przed nią uciekać, trzeba się mieć na ostrożności. Nie chcę uogólniać tego faktu, ale przywodzę to na pamięć, że nie dalej jak dwa tygodnie temu w okolicy Brzeska nie kto inny obrabował wracających z jarmarku kupców, jak służba bezpieczeństwa. Ta sama służba, która miała na celu do rabunku nie dopuścić, sama się tego dopuściła, przykładając karabiny do głowy napadniętym. Ta sam służba bezpieczeństwa umiała nie dopuścić do odbycia zebrania poselskiego, zabraniając poinformowania obywateli o tym, co się dzieje w państwie. Ta sama służba bezpieczeństwa zamiast dawać ochronę opłacającym podatki obywatelom, którzy się powinni cieszyć wolnością w państwie, dopuszcza się gwałtu i kradzieży Śledztwo wykryje, kto to był, ale czy tak, czy inaczej, demoralizacja poszła tak daleko, że dzisiaj każdy obywatel patrzy na te organy, które mają inne zadanie, niż dopuszczanie się podobnych czynów jak na dziwowisko.
Warszawa, 3 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jeżeli chodzi dzisiaj o to, ażeby do pewnego stopnia zróżniczkować wartość rozmaitych klas – bynajmniej nie chcąc nikomu wyrządzić krzywdy lub obrazy – to panowie przyznają, że chłopi są dziś tą klasą, która najmniej się dała wypchnąć z dawnego koryta pracowitości. (Brawa). Pracują, jak pracowali. Nawet ci, którzy byli długo na wojnie, o ile powrócili przynajmniej z kawałkiem zdrowia, bo nie z całym, zaprzęgli się do roboty, nie pytając się, o której godzinie praca się zaczyna i o której się kończy. (Oklaski na prawicy i w centrum).
Rozumiemy doskonale, nie uwłaczając nikomu, że jeżeli mamy odrodzić państwo, jeżeli chodzi nam nie o to, aby stanąć na szczycie potęgi, ale aby egzystować i żyć, to największą dźwignią odrodzenia jest nim maximum pracy. (Brawa). Nie każdy może czyni to z idealnych pobudek, ale z pobudek konieczności, bo przyroda i stosunki zmuszają go do tego, że jeśli ten chłop chce egzystować i nie zginąć, to musi pracować, czyni, czynić to będzie i jeśli dzisiaj wraca do togo koryta pracy mrówczej, to mam nadzieję, że stamtąd ten przykład rozszerzy się na wszystkich. Nie mamy nic przeciwko temu, ażeby uregulować w sposób należyty byt robotnika. Prawa obywatelskie muszą być równe dla niego, byt jego musi być uregulowany i zabezpieczony, bo mu się to wszystko, jako równemu obywatelowi kraju należy.
Warszawa, 3 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Przede wszystkim rząd, jako ten, który kieruje, a przynajmniej ma kierować państwem, powinien mieć program jasny, zdecydowany, obowiązujący rząd w całości, jak niemniej każde poszczególne ministerstwo. Na różnych komisjach, co z przykrością muszę zaznaczyć, widzieliśmy, że przedstawiciele poszczególnych ministerstw występowali przeciw sobie, nie mówię czy w sposób więcej, czy mniej przyzwoity, ale mieliśmy przed sobą to widowisko, przez samych przedstawicieli rządu stwierdzone, że rząd nie idzie razem, że nie ma programu, że nie panuje tam jednolitość poglądów, czyli że, robota musi być chaotyczna, co za tym idzie zła i szkodliwa.
[...]
Największym może grzechem tego rządu jest bezustannie wzmagający się bezład i zamieszanie w dziedzinie administracji. Temu nikt nie zaprzeczy i zdaje się rząd sam nie zaprzeczył, ale owszem przyznał się do tego. Zwracam szczególną uwagę na to, albowiem jestem przekonany, a zdaje się, nie jest to moje odosobnione przekonanie, że jeżeli tak dalej pójdzie, jak idzie w tej dziedzinie gospodarki, to możemy się zbliżyć szybkim krokiem do rozluźnienia i do katastrofy. Główna wina tkwi w samym rządzie. Przede wszystkim obowiązkiem rządu, jako władzy i organu wykonawczego, mającego wszelkie prawa i prerogatywy, jest wykonywanie ustaw sejmowych.
Chciałbym się zapytać w tej chwili, czy którakolwiek ustawa przez Sejm uchwalona wykonana została przez rząd już nie w całości, ale choćby w części. (Głos z lewicy: ustawa wyjątkowa). Nie wiem czy i ta w całości.
Warszawa, 25 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wszyscy jesteśmy z uznaniem dla armii i kochamy ją największą, na jaką się możemy zdobyć miłością, ale zdaje mi się, że nie chcemy ani kochać, ani też cierpieć różnych nadużyć. Nie mówię tu o całości armii, mówi się o poszczególnych funkcjonariuszach, o pewnych ludziach i trzeba jednak dotknąć tej rany, która chociaż niedawno się zaczęła, jest jednak ropiejącą i powinna być jakimś radykalnym środkiem uleczona. Wiemy, że los Polski, że nasza przyszłość jest dziś w rękach armii i dlatego każdy, któryby nie zrobił wszystkiego, co należy, ażeby jej pomóc, aby ją odziać, popełniłby jak największe wykroczenie. Ale każdy członek tej armii, który zohydza tę armię nieodpowiednim swym postępowaniem, robi jej krzywdę, na którą ona nie zasługuje, a ponadto czyni krzywdę społeczeństwu samemu. Pragnę zaznaczyć, co jest zgodne z prawdą, że dopiero w chwili, kiedy zima była już za progiem, pan wiceminister przyszedł na komisję, na której i ja byłem obecny jako członek, i powiedział, że armia jest naga i bez obuwia. Czy to wystarczy dla odziania armii, tego nie wiem, ale to wiem, że ten, którego obowiązkiem było dopilnować, żeby armia nie była naga i bez obuwia, wiedział doskonale, że komisja nie ma na składzie ani mundurów ani butów, wiedział doskonale, że trzeba było to zakupić gdzie indziej i zakupić wcześniej, a to się nie stało.
Warszawa, 25 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
We wniosku moim nadmieniam, że w całej Małopolsce, nie wiem, czy z wiedzą, czy bez wiedzy odpowiednich czynników, a więc Ministerstwa Spraw Wojskowych, odbywają się pobory rozmaitych roczników. Kiedy przychodzą reklamacje tzw. kierowników gospodarstw rolnych i koniecznych żywicieli rodzin, wzywa się do komisji lekarskiej kobiety, matki i siostry wyżej wymienionych celem dokonania oględzin (Glosy: skandal – barbarzyństwo!). Oględziny te odbywają się w ten sposób, że w obecności lekarzy, stanowiących komisję, a często nawet i ludzi nie mających nic wspólnego z tym fachem, każą się tym kobietom rozbierać do naga wśród drwin ludzi (Glos: wprost nie do wiary!), którzy się tam znajdują i doprowadza się do tego, że w sposób niesłychany obraża się wstyd i godność kobiety.
Ponieważ upomnienia i interwencja poszczególnych osób nie wydały rezultatu, przeto mimo iż materia ta jest nieprzyjemna i drażliwa, wobec niesłychanego rozdrażnienia i wzburzenia w ten sposób traktowanej ludności, bo takie rzeczy nie działy się nawet podczas rządów okupacyjnych i zaborczych (Głosy: nigdzie się nie działy), musiałem wystąpić przed forum publiczne, które musi zrobić z tym porządek, czego nie zrobiły władze do tego powołane. Jeśli dotknąłem tej materii, zastrzegam się, że nie występuję przeciw armii, ale przeciw tej rozpoczynającej się u nas hulance soldateski. Widzimy dzisiaj, że na każdym kroku armia zaczyna być kastą nie związaną ze społeczeństwem. Musimy się przeciw temu zastrzec i przestrzec te czynniki, że postępują w sposób wysoce szkodliwy dla państwa.
Warszawa, 24 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Oszczędna ludność, mieszkająca i pracująca za morzem lat dziesiątki, niejednokrotnie nagromadziła dość dużo grosza po to, ażeby z nim powrócić, utrzymać i zasilić swoje rodziny, zakupić grunt i stworzyć dla siebie i potomności przyszłość. Okazuje się jednak, że nic nie zrobiono w tym kierunku, ażeby ochronić to mienie ludzi, którzy dotychczas jeszcze przybyć nie mogli, ale którzy chcą swoim rodzinom pomóc; wiadomo, że wskutek braku organizacji na tym polu, wszelkie posyłki wysłane albo dochodzą dopiero po paru miesiącach, albo też dochodzą rozbite, w połowie rozkradzione, albo - co się bardzo często zdarza – zupełnie nie dochodzą. Organizację w tej dziedzinie posunięto na wychodźstwie tak daleko, że dla marnych paczek, które przysyłają krewni, a w których znajduje się, czy to trochę płótna, czy odzieży, przyjeżdżają ludzie do Warszawy, gdyż inaczej posyłki nigdy nie doszłyby do rąk adresatów. Nie wiem, czy gdziekolwiek, w jakimś cokolwiek zorganizowanym państwie, gdzie byłby bodaj surogat organizacji, stosunki podobne byłyby możliwe i cierpiane. (Głos: do Gdańska trzeba jechać).
[...]
Ludzie, którzy zmuszeni byli potargać węzły rodzinne, ludzie, którzy mieszkają od siebie oddaleni, a pragną żyć obok siebie, szukają wszelkich dróg i środków, ażeby to anormalne życie zakończyć i zacząć normalne życie. W kraju zaś wskutek stosunków, jakie zapanowały wskutek bezrobocia, głodu, ucisku niejednokrotnie, jest dziś niesłychana chęć wyjazdu za morze do swoich, ażeby sobie ulżyć tej nędzy, którą się tu przechodzi. W tym kierunku nie zrobiono również ani kroku, prócz kilku papierowych rezolucji, na podstawie których nikt do Ameryki nie pojedzie i nikt z Ameryki nie wróci. Stosunki te muszą ulec kardynalnej zmianie. Obowiązkiem Wysokiej Izby było zająć się tymi sprawami i zwrócić uwagę tych, którzy są odpowiedzialni za to wszystko, zwrócić uwagę rządu. Możemy mieć chyba nadzieję, że nareszcie rząd zrozumie powagę chwili, zrozumie swój obowiązek i zrobi wszystko co należy, żeby te stosunki anormalne, które się przeradzają niejednokrotnie w skandaliczne, raz nareszcie unormować. (Brawa).
Warszawa, 19 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Stajemy przed Wysokim Sejmem jako powołany przez całe przedstawicielstwo narodu Rząd Obrony Narodowej. Obejmując władzę w groźnej dla Ojczyzny chwili, ślubujemy skupić wszystkie siły dla obrony granic państwa, całości i niepodległości Rzeczypospolitej.
Gotowi zawsze do zawarcia trwałego, sprawiedliwego i demokratycznego pokoju, wypisując taki pokój na swoim sztandarze, nie ustąpimy przed żadną groźbą zgwałcenia prawa narodu polskiego do wolności i zjednoczenia. Rząd wezwie naród do ofiar koniecznych dla ratowania i ocalenia Ojczyzny i nie zadowoli się jedynie ofiarnością nielicznych jednostek. Od społeczeństwa zaś zażąda męskiej karności, spokoju i posłuchu, jako gwarancji bezpieczeństwa i warunków zwycięstwa.
[...]
Poprzednicy nasi wysłali dnia 22 bm. do rządu Rosyjskiej Republiki Sowieckiej bezpośrednią propozycję zawieszenia broni i rozpoczęcia rokowań pokojowych. Rząd Rosyjskiej Republiki Sowietów propozycję w zasadzie przyjął, oświadczając gotowość do rokowań o warunki zawieszenia broni i rozpoczęcia pertraktacji pokojowych. Nastąpić musi okres ostatecznej gotowości narodu do wywalczenia korzystnego pokoju. Rozejm jest tylko pierwszym krokiem w tym kierunku i nie przesądza jeszcze losu pokoju. Polska złożyła przez to wobec całego świata dowód, że pragnie wojnie kres położyć i rozpocząć erę twórczej, pokojowej pracy. Europa pragnąca pokoju, Europa ludów skrwawionych przez wojnę światową, Europa wolnych państw narodowych stanie po naszej stronie, gdy zrozumie, że walczymy o naszą ziemie, o naszą całość i niepodległość.
Warszawa, 24 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Rząd ten, który powstał wśród niesłychanie ciężkiego położenia, w jakim się znalazło państwo polskie, nie jest może w całości wyrazem woli całego społeczeństwa, nie jest ostatnim wyrazem demokracji tych ziem i ludności, na których państwo polskie musi i powinno być zbudowane i na których oprze swój byt w przeszłości. Zrobiło się to, co można było zrobić. Idzie o to, aby obronić granice i utrwalić byt Rzeczypospolitej. [...]
Trzeba się na ciężką walkę przygotować, trzeba sobie uprzytomnić położenie i nawet w tym ciężkim położeniu szukać ratunku. Nie mówię tego, aby szerzyć zwątpienie, ale aby zwiększyć wysiłek. Jeżeli idzie o tę ziemię, którą najwięcej kochamy, którzy stąd pochodzimy, a specjalnie, jeżeli chodzi o Lwów i z nim silnie związaną nie tylko Galicję Wschodnią, ale i Polskę całą, to przyjmijcie Panowie zgodne pragnienie i życzenie rządu zrobienia wszystkiego, co tylko będzie w jego mocy, aby wroga nie tylko od Lwowa, ale od granic tego kraju jak najdalej odsunąć.
Lwów, 3 sierpnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Przed swym wyjazdem na front, rozważywszy wszystkie okoliczności nasze wewnętrzne i zewnętrzne, przyszedłem do przekonania, że obowiązkiem moim wobec Ojczyzny jest zostawić w ręku Pana, Panie Prezydencie, moją dymisję ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza Wojsk Polskich.
Powody i przyczyny, które mnie do tego kroku skłoniły, są następujące:
1) [...] Sytuacja, w której Polska się znalazła, wymaga wzmocnienia poczucia odpowiedzialności, a przeciętna opinia słusznie żądać musi i coraz natarczywiej żądać będzie, aby ta odpowiedzialność nie była czczym frazesem tylko, lecz zupełnie realną rzeczą. Sądzę, że jestem odpowiedzialny zarówno za sławę i siłę Polski w dobie poprzedniej, jak i za bezsiłę oraz upokorzenie teraźniejsze. Przynajmniej do tej odpowiedzialności się poczuwam zawsze i dlatego naturalną konsekwencją dla mnie jest podanie się do dymisji. [...]
2) Byłem i jestem stronnikiem wojny „a outrance” z bolszewikami dlatego, że nie widzę najzupełniej żadnej gwarancji, aby te czy inne umowy czy traktaty były przez nich dotrzymywane. Staję więc z sobą teraz w ciągłej sprzeczności, gdy zmuszony jestem do stałych ustępstw w tej dziedzinie, prowadzących w niniejszej sytuacji, zdaniem moim, do częstych upokorzeń zarówno dla Polski, a specjalnie dla mnie osobiście.
3) Po prawdopodobnym zerwaniu rokowań pokojowych w Mińsku pozostaje nam atut w rezerwie – atut Ententy. Warunki postawione przez nią są skierowane przeciwko funkcji państwowej, którą oto prawie dwa lata wypełniam. Ja i ROP, rząd czy sejm, wszyscy mieliby do wyboru albo zostawić mnie przy jednej z funkcji, albo usunąć mnie zupełnie. Co do mnie wybieram drugą ewentualność. [...]
Wreszcie ostatnie. Rozumiem dobrze, że ta wartość, którą w Polsce reprezentuję, nie należy do mnie, lecz do Ojczyzny całej. Dotąd rozporządzałem nią, jak umiałem samodzielnie.
Z chwilą napisania tego listu uważam, że ustać to musi i rozporządzalność moją osobą przejść musi do rządu, który szczęśliwie skleciłem z reprezentantów całej Polski.
Dlatego też pozostawiam Panu, Panie Prezydencie, rozstrzygnięcie co do czasu opublikowania aktu mojej dymisji.
Warszawa, 12 sierpnia
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Szanowni zebrani!
W dniach między 14 a 16 sierpnia br. przed bramami Warszawy, stolicy Polski, odezwały się armaty z jednej i z drugiej strony. Huk ich mógł zwiastować narodowi albo niewolę, albo wyzwolenie. Na kilkanaście kilometrów od Warszawy stanęła armia rosyjska, która dostała nakaz zajęcia w nocy z dnia 14 na 15 bm. Warszawy. [...] Wola narodu, wola stronnictw reprezentowanych w Sejmie, powołała w mojej osobie lud, aby w tej chwili poświęcił wszystko, co posiada, aby unicestwić plany wroga, przygotowane i bliskie wykonania. [...]
Wojska rosyjskie bez wielkich trudności osiągnęły pierwszą linię obronną Warszawy. Na drugiej linii znalazły się dzieci tej ziemi, znalazł się pułk tarnowski, który pod silnym naporem zmuszony był się cofnąć. Wojska polskie, cofające się od paru tygodni, wojska pędzone paręset kilometrów, bite, niezaradne, wątpiące, miały bronić Warszawy! Byłem między tymi wojskami i ujrzałem, że nie liczba, nie masa, ale świadomość, że się walczy o dobrą sprawę, ale męstwo i wiara mogą zmienić położenie! Ci, którzy byli pędzeni przez hołotę bo tak trzeba powiedzieć, gdy mowa o armii bolszewickiej – zrozumieli, że niebezpieczeństwo zawisło nad państwem, nad narodem, nad całością.
Żołnierz nagi, bosy, ale o gorącym sercu, poczuł się naraz odpowiedzialnym za państwo, poczuł się panem swej ziemi, zrozumiał swoje posłannictwo. Trzeba było widzieć żołnierzyz pułku, któiy za karę został rozwiązany, aby się przekonać, że wczorajsi tchórze stali się bohaterami.
Na kilka kilometrów od pierwszej linii tworzyły się przecie okopy, murem stanęli w nich chłopi, robotnicy, stanęli żołnierze polscy. W oczach naszych dokonała się niesłychana przemiana; żołnierz stanął, zarył się stopą w piach mazowiecki i uratował Warszawę.
Tarnów, 23 sierpnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Łączenie się dzielnic jest złączeniem się poszarpanego ciała, zagojeniem blizn. Mimo pozornego separatyzmu istnieje jedna myśl, aby Polska była jedna i cała. Musi być poświęcenie, muszą być ofiary. W chwili, kiedy nosi się na sobie przekleństwo rządów obcych, zjednoczenie rzeczywiste pozwoli oprzeć się nawale obcej. Starajmy się, aby te próby ciężkie były istotnymi, aby Polska mogła odtąd pracować clla siebie.
Tczew, ok. 10 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Dawniej mieszkali tu Niemcy z Wami i dziś mieszkają, tylko że dawniej rządzili oni, a dziś my rządzimy. Polska jednak nie będzie tworzyć praw wyjątkowych dla nikogo – równe są prawa dla wszystkich. Nie możemy wzorować się na państwie, które czyniło inaczej.
Pójdziemy śladem państw cywilizowanych. W tym kierunku postępować będziemy i mam nadzieję, że Polskę ugruntujemy.
Starogard, ok. 10 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Jestem świadom, że urząd nie jest dygnitarstwem, ale służbą. Im wyższy urząd, tym większe obowiązki. Do objęcia najwyższego w Polsce urzędu nie garnąłem się. Wziąłem go, bo mnie do tego wezwano. Że Polska nie uległa katastrofie, to zawdzięcza ona sama sobie, zawdzięcza temu, że w chwili krytycznej odnalazł się w narodzie duch jedności, że zbudził się lud i udowodnił czynem, iż zbawienie Polski leży pod siermięgą.
Jedność narodu w woli zwycięstwa była tego zwycięstwa fundamentem. Tę jedność musimy utrzymać, dopóki wroga nie wypędzimy i nie zawrzemy sprawiedliwego pokoju. „Cud Wisły" poprzedził „cud jedności". Bez drugiego nie byłoby pierwszego. Polska oparta na masach ludowych. Polska na wskroś demokratyczna, ma przed sobą świetlaną przyszłość
Lipno, ok. 22 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
[...] gdy w kraju coraz głębiej rozlewały się armie sowieckie, a w państwach Zachodu rozwijała się coraz szerzej wroga Polsce agitacja, starająca się zwrócić całe narody przeciw nam, rząd, powstały z woli wszystkich stronnictw, mając za sobą zjednoczony w chwili niebezpieczeństwa i opuszczenia cały naród, jął się pracy, aby ratować niepodległość.
Wisząca nad państwem katastrofa, grożąca utratą niepodległości, wzbudziła w narodzie „cud jedności". Wszystkie serca uderzyły jednym potężnym akordem: „Do broni!". Szlachetna i bohaterska, bo najgłębiej zawsze czująca, młodzież nasza zerwała się i poszła na ochotnika ratować Ojczyznę. Samorzutnie tworzyły się pokaźne zastępy ochotników. Inteligencja polska spełniła swój patriotyczny obowiązek. Apel rządu, wystosowany do ludu polskiego, odbił się potężnym echem w masach włościańskich i robotniczych, które czynem udowodniły, że nie tylko praw umieją żądać, ale i bronić państwa, gdy tego zajdzie potrzeba.
[...]
Stolica państwa, pełna zapału, zachowała wobec wroga w decydującym momencie godność i spokój, od których w znacznej mierze zależał szczęśliwy wynik wielkiej bitwy. Wysiłkiem wspólnym wszystkich warstw stworzył się „cud nad Wisłą". Naczelne Dowództwo nasze, przy wybitnym współudziale generała Weyganda, zasłużonego przedstawiciela rycerskiej Francji zużytkowało w genialny sposób entuzjazm narodu, ofiary i niezłomną wole obrony. W chwili, gdy wielu zdawało się, że katastrofa była nieuchronna, gdy wróg stał już pod murami Warszawy, Torunia i Lwowa, ruszyły polskie zastępy pod dowództwem Naczelnego Wodza do walki. Ruszyły i – zwyciężyły.
Żołnierze zmęczeni, często mało wyćwiczeni, często źle zaopatrzeni, choć nieraz bez butów i odzieży, runęli na wroga i rozgromili jego zastępy, zmiażdżyli jego potęgę, odrzucili go precz i uratowali państwo.
Warszawa, 24 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Zniszczenie wojenne zniweczyło w wysokim stopniu nasze plany aprowizacyjne. Rok zapowiadał się dobrze; mieliśmy nadzieję, że własnymi zasobami dotrwamy do nowego. Wskutek najazdu ludność tych nawet okolic, które normalnie mają znaczne nadwyżki żywności, stanęła sama przed widmem głodu. Wobec tych, którzy szczęśliwie nie zaznali skutków najazdu, wyrasta obywatelski obowiązek złożenia wszystkich nadwyżek aprowizacyjnych państwu. (Głosy: bardzo słusznie). Rząd, świadomy tego, że zboże nie wystarczy, poczynił kroki, aby braki uzupełnić dowozem z zagranicy. Wprawdzie dobry urodzaj ziemniaków ułatwi w wysokim stopniu przetrwanie, rząd uważa jednak za swój obowiązek wezwać wszystkich, aby środków żywności nie marnowano, aby oszczędzano, co się da. Bardzo oszczędna gospodarka środkami żywności jest dziś nakazem dla wszystkich.
Warszawa, 24 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wojna uniemożliwia, a przynajmniej utrudnia, należyte funkcjonowanie szkolnictwa, na które rząd zwraca pilną uwagę, rozumiejąc, iż siła i dobrobyt państwa zależy od oświaty. Wypadki wojenne spowodowały wstrzymanie akcji odbudowy kraju, tak mało intensywnej dotychczas. Zniszczenie, wywołane najazdem, rozszerzyło bardzo znacznie obowiązki państwa na tym polu. Odbudowa i uruchomienie warsztatów pracy w czasie możliwie najkrótszym stanowi jedno z najważniejszych zadań państwa. Na to potrzeba wielkich środków i funduszów. W chwili, gdy jedni obywatele tracili wskutek wojny wszystko, drudzy, na ziemiach, które wojny nie zaznały, zyskali wiele, już przez to samo, że nie stracili, a byli i tacy, co na wojnie i nieszczęściu robili majątki. Rząd stoi na stanowisku, że postąpi sprawiedliwie, gdy do wydatnych świadczeń na odbudowę pociągnie tych, których wojna oszczędziła.
Warszawa, 24 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Nieustającą troską i pracą Rządu jest i będzie ulepszenie naszej administracji w kierunku osiągnięcia sprawiedliwego i bezstronnego, ale jednocześnie sprężystego aparatu państwowego. Kardynalnym zadaniem administracji politycznej jest zapewnienie wewnątrz bezpieczeństwa obywatelom i państwu oraz ścisłego przestrzegania prawa. Istotę tego zadania musi zrozumieć zarówno administracja jak i nasze społeczeństwo. [...] Wszyscy dużo oczekujemy po samorządzie. Rozbudowa samorządu, wyposażenie go w potrzebne środki działania będą jednym z najpilniejszych i najpiękniejszych zadań naszego ustawodawstwa. Ale każdy obywatel polski zgodzi się na szerokie określenie możliwej decentralizacji i kompetencji ciał samorządowych wtedy, gdy będzie pewnikiem uznanym nie tylko u nas, ale i przez świat cały, że nasza Rzeczpospolita urzeczywistniła hasła, które przyświecały jej zmartwychwstaniu, że jest naprawdę nienaruszalnie zjednoczona.
Warszawa, 27 stycznia
Witos o demokracji, oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1995.
Spokojnie czekamy na ten dzień. I jeżeli ten spokój niezupełnie wolny jest od troski, to jedynie dlatego, że wzmożone jeszcze w ostatnich czasach usiłowania agitacji niemieckiej wywołania tam za każdą cenę niepokojów, zaburzeń, posługiwania się gwałtami wobec ludności polskiej, odkrywane ciągle składy broni budzą obawy o utrzymanie koniecznego porządku i spokoju. Ludność polska, w poczuciu swego prawa i swojej siły i pewności zwycięstwa w głosowaniu zachowa spokój… Nie wątpimy, że zarządzenia Komisji Międzysojuszniczej zdołają zapewnić tam spokój, a ludności zagwarantują swobodne, niczym nie skrępowane wypowiedzenie swojej woli.
Warszawa, 11 marca
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
W niezwykłych cokolwiek okolicznościach chcę podać do wiadomości fakt pierwszorzędnej doniosłości. Doniesiono mi urzędowo, że delegacja nasza pokojowa w Rydze o godz. 9-ej min. 30 wieczorem położyła podpis swój pod sprawiedliwy traktat pokojowy, po zwycięsko zakończonej wojnie. Próba sił, narzucona naszemu państwu, przebyta zwycięsko dzięki męstwu żołnierza i wytrwałości narodu, należy do przeszłości.
Fakt ten historycznego dla Polski i dla świata znaczenia podaję do wiadomości z uczuciem głębokiego zadowolenia, które niewątpliwie podziela cały naród polski. Traktat pokojowy bowiem, podpisany dziś w Rydze, zamyka okres krwawych zmagań, które olbrzymie połacie ziemi naszej przemieniły w pustynię, miliony ludzi naraziły na śmierć lub piekło mąk lub udręczenia, cofnęły naturalny rozwój kultury i gospodarstwa całej Europy.
Wierzymy, że z tą chwilą nie tylko Polska, która została wojną najciężej dotknięta, ale Europa weszła nareszcie w upragniony przez nią stan pokoju, tak potrzebny dla uleczenia ran, zadanych przez wojnę, utrwalenia zdobyczy demokracji, okupionych wielkimi ofiarami i utworzenia nowego porządku w Europie, na gruzach zdruzgotanych wojną państw zaborczych.
Warszawa, 18 marca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Stanowisko PSL musiało ulec zasadniczej zmianie z chwilą, gdy cały naród uświadomił sobie, że fundament siły państwowej stanowi dziś lud. PSL weszło do Sejmu Ustawodawczego z 33 mandatami.
Dziś Klub posłów PSL liczy 85 członków. Zarzucano nam niejednokrotnie zbytnią partyjność; nie słowami, ale czynami stronnictwa zadało kłam tym zarzutom. Każdy, kto nie jest krótkowidzem musi sobie zdać dziś sprawę z tego, że państwo nasze walczy jeszcze z dużymi brakami. PSL, które przyjęło odpowiedzialność za państwo, musi sobie uświadomić, że obecnie rozpoczyna się dla niego, jak dla państwa, nowa era, era pokojowej pracy. Zmiażdżenie bolszewików, w czym lwia część zasługi przypada chłopu polskiemu było ostatnim okresem zmagań wojennych.
Traktat w Rydze zapewnił państwu możność normalnej pracy pokojowej. Pokój może być zagwarantowany tylko własną siłą narodu i sojuszami i innymi państwami. Sił w narodzie nie brak, a na drogę sojuszów wprowadziły nas korzystne układy wojskowe i polityczne z Francją, oraz układ z Rumunią. [...]
Zdobyliśmy wiele, zdobędziemy i resztę. Naród złożył dowód ogromnej ofiarności, składając w ostatnich czasach z góra 200 milionów na cele Górnego Śląska. Wynik plebiscytu nie był niespodzianką wobec przekupnej agitacji i niesłychanej propagandy niemieckiej. Ostatecznego załatwienia sprawy górnośląskiej możemy oczekiwać ze spokojem, bo opierając się na wyniku plebiscytu, możemy mieć pewność, że znaczna część Śląska zostanie przyznana Polsce.
Kraków, 3 kwietnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
W obliczu przyszłych doniosłych zadań, jakie czekają państwo i PSL, musimy wpoić w siebie przekonanie, że interesy jednostek muszą zejść na drugi plan wobec interesów państwa.
Z okresem pokojowej pracy musimy się zabrać do robienia porządków wewnętrznych. Kraj nasz jest mocno zaśmiecony. By uprzątnąć te śmieci trzeba dużej i mocnej miotły. Gruntownej reformy wymaga nasza administracja; jak najrychlejszej, jak najenergiczniejszej poprawy wymaga gospodarka skarbowa, bo dotąd w sprawach finansowych nie możemy wiązać końca z końcem. Jedną z wielkich reform, od których zależy przyszły rozwój państwa, jest reforma rolna.
PSL wysunęło jej projekt i ono ją w Sejmie przeprowadziło. Nie kierowało się przy tym pożądliwością ziemi, lecz w pierwszym rzędzie interesem państwa, którego szczęśliwą przyszłość można oprzeć tylko na chłopie, posiadającym dostatni warsztat pracy. Dzieło, przez nas podjęte, musimy doprowadzić do końca. Ziemię musi dostać ten, kto ją uprawić i utrzymać potrafi. Tylko przez rozumne i pełne wykonanie reformy rolnej utworzyć będziemy mogli najsilniejszy fundament państwa i przestaniemy sprowadzać do kraju zboże, bo znajdziemy je nawet na eksport, podczas gdy dziś do aprowizacji dopłacamy rocznie 17 miliardów marek.
Kraków, 3 kwietnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Przedkładając Wysokiemu Sejmowi do ratyfikacji traktat ryski, uważam za wskazane słów kilka mu poświęcić.
Jest to pierwszy traktat pokojowy po zakończonej zwycięsko wojnie, jaki zawarło odrodzone państwo polskie. Jest to więc pierwszy o znaczeniu międzynarodowym akt państwowy, dokonany przez Rzeczpospolitą, jako skutek ofiar krwi i mienia, którymi naród Polski okupił swoją niepodległość. Traktat ryski jest wymownym dowodem dobrej woli, umiarkowania i szczerze demokratycznych intencji rządu i narodu polskiego. Mimo orężnych sukcesów na polu walki przystąpiliśmy do układów pokojowych z silnym zamiarem doprowadzenia do pokoju nie na zasadzie wysnuwania konsekwencji z naszej szczęśliwej sytuacji militarnej, ale na zasadzie porozumienia. Tymi wskazaniami kierowała się przez cały czas układów nasza delegacja pokojowa i takim jest traktat, kładący kres wojnie między Rzeczpospolitą a państwami, które z nami w Rydze pokój podpisały.
Nie wdając się w szczegółowy rozbiór traktatu, należy stwierdzić z naciskiem, że pokój ryski, jako wynik wzajemnego porozumienia się stron interesowanych, ustala w sposób zdecydowany i definitywny całą wschodnią granicę Rzeczypospolitej.
[…]
Proszę Wysoką Izbę o zatwierdzenie traktatu ryskiego w całości.
Warszawa, 14 kwietnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Powołany przeze mnie w chwili groźnej dla Państwa Rząd, którego ster wziął Pan, Panie Prezydencie, w swoje ręce – pozwolił przezwyciężyć najniebezpieczniejszą sytuację, w jakiej Polska się znalazła. Zadania rządu tym trudniejsze są u nas do spełnienia, że warunki mające źródło w wewnętrznych stosunkach krajowych utrudniają znacznie utrzymanie powagi władzy rządowej, powagi koniecznej do właściwego wypełnienia najistotniejszych zadań państwowych. Mimo to Rząd, któremu Pan przewodniczył, nie tylko wywiązał się z powierzonych obowiązków, ale zdołał także umocnić autorytet władzy wykonawczej, za co składam Panu, Panie Prezydencie, i wszystkim Panom Ministrom moje szczere uznanie i podziękowanie.
Uważam przesilenie gabinetowe w chwili obecnej dla Państwa za niepożądane. Odwołuję się więc do obywatelskiego poczucia obowiązku Pana, Panie Prezydencie, i Pana Ministrów, aby pozostali nadal przy urzędowaniu, gdy to ze względów państwowych jest konieczne. Opierając się również na oświadczeniu Pana Marszałka Sejmu Ustawodawczego zarówno pisemnym, jak i ustnym, w którym zapewnia mnie Pan Marszałek imieniem Sejmu Ustawodawczego, że Pan, Panie Prezydencie, liczyć może na poparcie większości Sejmu, uważam dalsze pozostanie Pana u steru Rządu wraz z całym Gabinetem za możliwe. Z tego względu do zgłoszonej w dniu 27 bm. przez Pana prośby o dymisję przychylić się nie mogę.
Warszawa-Belweder, 28 maja
Józef Piłsudski, O państwie i armii, t. 1, Wybór pism, wybrał i oprac. Jan Borkowski, Warszawa 1985.
Wysoki Sejmie!
[...]
Projekt ustawy, który mamy przed sobą, w art. 2 określa bardzo dosadnie i ujmuje w sposób odpowiednio szczegółowy obowiązki, a określa także dane, które powinien mieć oficer, będący ideałem żołnierza, obywatela i oficera. Artykuł en mówi, że „oficer jest żołnierzem i obywatelem, na którym spoczywa szczególny obowiązek bronienia Ojczyzny i gotowości w każdej chwili oddania życia w Jej obronie".
[...] Jeśliby można zgodzić się na twierdzenie, że armia jest okiem narodu, to trzeba się zgodzić i na to, że okiem i sercem armii jest oficer – korpus oficerski. Nie można przeczyć temu, że armia nasza posiada wielką liczbę takich oficerów, nie da się jednak znowu zaprzeczyć, że jest pewna liczba oficerów, którzy do tej kategorii nie należą, dali tego dowody, dowody może zbyt namacalne, bardzo często będące naweti dość przykrymi.
Wiadomą jest rzeczą, że ogromną większość korpusu oficerskiego do tej jeszcze pory stanowią oficerowie, którzy pełnili służbę w armiach obcych. Przenosząc się do armii polskiej, przenieśli oni niezawodnie fachowe wykształcenie i uzdolnienie, przynieśli doświadczenie, które armii polskiej niesłychanie się przydało, lecz, niestety, przynieśli również błędy i wady, które tam nabyli i które na grunt młodej armii polskiej zostały przeszczepione.
Jeśli się poza tym zważy, że służbę w armii obcej przyjmowali niestety najczęściej albo panicze, szukający wrażeń i przygód, albo ludzie, szukający jedynie chleba, nie mający innej idei i innych może interesów, a może i najczęściej przyjmowali i sprawowali tę służbę ludzie narodowo obojętni, to jest całkiem naturalną rzeczą, że potem to wszystko zostało przeniesione na grunt armii polskiej.
[...]
P. minister spraw wojskowych w odpowiedzi swojej na przemówienia niektórych mówców zaznaczył, między innymi, że obecnie niemal jedynym czynnikiem, ściągającym oficerów do armii, albo raczej ludzi kształcących się w tym zawodzie, jest uposażenie, gdyż inne względy prawie że nie istnieją. Trudno odmówić pewnej racji ministrowi spraw wojskowych, trudno jednak zgodzić się w całości na jego rację, bo gdyby do armii wstępował tylko rzemieślnik, który by służył i pracował jedynie clla chleba, a nie byłby opanowany jakąś ideą, to stan oficerski nie byłby taki, jak powinien być, żeby osiągnąć to, czego się żąda od oficera, to znaczy oficer nie byłby tym obywatelem gotowym w każdej chwili umrzeć za Ojczyznę, ale człowiekiem, goniącym za zyskiem, który jedynie dla utrzymania życia i domowego ogniska ten obowiązek sprawuje.
[...]
Należałoby jeszcze zwrócić uwagę na jedno, co już do pewnego stopnia podkreślono, a co jest rzeczą niezwykle wielkiej wagi i musi być przez wojsko respektowane: wojsko jest do obrony kraju, a nie do polityki, politykę powinien prowadzić kto inny. Jeśli wojsko będzie prowadzić politykę, to nie spełni swego zadania, bo polityka będzie robiona źle, a służba będzie robiona jeszcze gorzej. I dlatego bez względu na to, jaka partia starałaby się zaanektować, zagarnąć i w jakimkolwiek kierunku polityką w wojsko wszczepić, wszczepić tę zarazę, którą jest polityka partii, to ci ludzie oddaliby najgorszą przysługę nie tylko wojsku, ale i samemu państwu. {Głos: słusznie).
Warszawa, 28 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
[...]
Nie da się zaprzeczyć, że w chwili obecnej nad Europą w ogóle, a nad Polską w szczególności, gromadzą się niesłychanie groźne chmury, że układ sił i stosunków politycznych w Europie uległ znacznej zmianie, że podstawa, na której zbudowano nowy porządek, w wysokim stopniu jest zachwiany i rządy państw i odpowiedzialni mężowie wygłaszają pesymistyczne poglądy dotyczące pokoju, że dotychczasowe prace na konferencji w Genui nie przyniosły dla Polski pożądanych rezultatów.
[...] Wiadomo przecież, faktu tego przed sobą taić nie należy, że stała się w ostatnim tygodniu rzecz niesłychanej wagi dla Europy, dla jej równowagi, dla pokoju, ale niesłychanej wagi przede wszystkim dla Polski. Dwa największe państwa Europy obszarem i ludnością, dwa mocarstwa, na których gruzach państwo polskie powstało, zajmujące prawie jedną trzecią część obszaru Europy, dążące stale do zniszczenia państwa polskiego, zawarły między sobą układ. [układ w Rapallo 16 kwietnia 1922] I znowu na pocieszenie opowiada się i pisze, że to nie grozi żadnym niebezpieczeństwem, gdyż to jest tylko układ o charakterze gospodarczym. Tym pocieszać się mogą naiwni, gdyż jeżeli te państwa doprowadziły do układu gospodarczego, co jest bardzo wiele, to do dalszych układów może być krok tylko.
Za olbrzymi sukces uznało się także protokół ryski; rozdmuchano to bardzo szeroko, cieszono się z tego i znów ani się spostrzeżono, że protokół ten, i korzyści, jakie z niego miały płynąć, zostały zupełnie przekreślone, a ostatnie noty Cziczerina do rządu i do narodu polskiego nie różnią się niczym od tego języka, jakim do Polski swego czasu przed półtora wiekiem przemawiała Katarzyna II. Tymczasem zamiast całkiem wyraźnie nazwać rzecz po imieniu, zamiast zwrócić na to uwagę, zamiast otworzyć społeczeństwu oczy, bo to zrobić trzeba i to zrobić się musi, zostało powiedziane w szeregu komunikatów, że to nic, i może lepiej, że od razu zdarto maskę obłudy z polityków niemieckich i rosyjskich, bo daleko lepiej mieć to niebezpieczeństwo widoczne, niż ukryte. Tak, to jest prawda, tylko tak trzeba rzecz nazwać, a nie inaczej. Ale przede wszystkim pociechą już jest małą, jeśli się widzi, że w obliczu Europy, w obliczu bądź co bądź nie rozbitej jeszcze Ententy, stać obydwu kontrahentów na podobny ton i na podobne postępowanie. [...] Polska jest wciśnięta pomiędzy kleszcze rosyjsko-niemieckiego sojuszu, więc tak czy inaczej, w każdym razie z konsekwencjami jego trzeba się liczyć. Przy tym liczyć się należy z tym, że jeżeli jakikolwiek układ został zawarty przez dwa państwa, które sąsiadują z Polską, to Polska jest im przeszkodą. Jeżeli one chcą układ wykonać, a inaczej być nie może, to będą się starały przeszkodę tę usuwać.
Warszawa, 4 maja
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Na wstępie uważam za swój obowiązek wnieść przed całą Polską uroczysty i jak najwięcej energiczny protest przeciw zarzutowi, jakoby lud wiejski nie dbał o Ojczyznę i państwo, a miał na oku jedynie siebie i swoje egoistyczne interesy. Za święty obowiązek natomiast uważam stwierdzić, że lud ten wobec państwa, narodu i społeczeństwa obowiązki swoje spełnił w całości i zawsze je spełniać będzie. Toteż podsuwanie mu czynów, których nie popełnił i pobudek, którymi się nie kieruje, musimy uważać jako kalumnię, podłe oszczerstwo, na niczym nieoparte i z jak największym oburzeniem je odeprzeć. (Okrzyki oburzenia).
Imieniem Polskiego Stronnictwa Ludowego dziękuję Wam wszystkim, którzyście tu przybyli, nie żałując ani kosztów, ani trudów.
Przybyliście tu po to, ażeby ujawnić swoją wolę i pokazać swoją siłę. Wolę tę wypowiecie, a siła już jest ujawniona. Siła potrzebna na to, aby nie pozwolić gnębić siebie, aby stanąć w obronie praw, które się nam należą, praw nabytych, których nam nic wydrzeć nie zdoła.
Przybyliście, ażeby postawić tamę zamachom wstecznictwa i slużalstwu maskowanych rzekomych ludu przyjaciół, ażeby ślubować, że nie spoczniecie w walce i w pracy nad ufundowaniem Polski Ludowej i sprawiedliwości, że tępić będziecie wszelką anarchię i warcholstwo, a dążyć do wytworzenia jednolitego frontu ludowego. (Burzliwe długotrwale oklaski).
Przyszliście tu z całej Polski, aby rozumem i solidarnością zamanifestować, czym jesteście.
A z czym stąd macie odejść? Odejść macie z tym, że największym dobrem człowieka jest wolność i prawo. Bronić będziemy i obronimy naszą wolność i nikomu jej naruszyć nie pozwolimy. [...] Obroniliśmy państwo i dzisiaj z dumą możecie wy, jak i każdy Polak, powiedzieć, że jeśli Polska jest wolna, to nie jest to ani jałmużna, ani obcy dar, ale to jest nasza własna zasługa.
Rzeszów, 7 maja
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Ustrój państwowy niestety jest u nas poniewierany, osoby piastujące najwyższe godności, jak Naczelnik Państwa, który kimkolwiek on jest, powinien być otaczany należytą czcią, bywają z niej wyzuwane i traktowani na równi z bandytami i innymi tego rodzaju kategoriami ludzi. To częstokroć zakrawa na anarchię, a anarchia gorsza jest jak najgorszy porządek. Konstytucja nasza - to ściany i dach a wewnątrz pusty.
W teorii jesteśmy wszyscy równorzędnymi obywatelami, w praktyce niestety bywa inaczej. Nie chcę jednakże przez to powiedzieć, jakkolwiek jestem chłopem i wy zebrani nimi jesteście, że w Polsce jest tylko chłop i że chłop tylko może Polską rządzić z pominięciem inteligencji. Ale znowu błędem byłoby powiedzieć, że państwo może być rządzone bez włościan, którzy są tą realną podstawą, na której opiera się państwo, a którzy wedle statystyki stanowią 73 procent ogółu ludności w państwie. Tej olbrzymiej większości praw odbierać ani uszczuplać nie wolno. Wygłoszono kiedyś rozsądne zdania, że najwyższym dobrem każdego państwa jest praworządność. I na tym stanowisku stoi stronnictwo nasze i stać będzie. Jeżeli ktoś mówi, że my was podsycamy do gwałtu, do burzenia prawa, ten kłamie najohydniej.
Nam nie chodzi o własny interes, ale interes ogólny, który z naszym interesem stanowym jest związany. Interes stanowy myśmy z razu odrzucili, a mają go jeszcze na oku sfery arystokratyczne. Jako na olbrzymią większość w państwie, spada na włościan i odpowiedzialność za losy państwa. Ale każdy może tylko tyle ciężaru udźwignąć, na ile stać jego sił.
Ofiara dla państwa nie powinna być nigdy za wielką. Jeśliby ktoś twierdził, że na dzisiejszym kongresie wyciągamy pięść na jaki folwark czy stan, ten się myli. Niechajby ci, którzy po ulicach noszą tablice z oszczerczymi napisami, właściwymi wariatom, weszli do środka, a przekonaliby się, że tak nie jest. Utarło się zdanie, że wszystkiemu złu w Polsce winien chłop. Mnie się zarzuca, że nakupiłem sobie folwarków. Przyrzekłem swego czasu publicznie, że temu, kto mi choćby jeden taki folwark wskaże, podaruję wszystkie. Dotąd jednakże nie zgłosił się nikt, a one przecież na księżycu nie są. […]
Chcecie być obywatelami, chcącymi spełnić obowiązki wobec państwa? (Zebrani: chcemy je spełniać jak najsumienniej!). A zatem nie wolno wobec was stosować środków, jakie się stosuje wobec zwierząt. Nie chcemy nikogo uciemiężać, odbierać mu praw, ale musimy bronić praw własnych, a przeciw wszelkim na nie zamachom musimy stanowczo zaprotestować!
Poznań, 16 maja
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Stanowisko naszego Klubu wobec nowego rządu jest tak znane, że za zbędne uważam poświęcić temu chociażby słów kilka. Jeżeli chodzi jednak o stanowisko to z punktu widzenia ogólnego, to chciałbym zaznaczyć, że poprzeć możemy każdy, a więc i ten rząd, rząd taki, który da gwarancje utrzymania siły i powagi państwa, utrzymania jego republikańskiego i ludowego ustroju, ochrony, praw i ustaw, obrony słabych i uciśnionych.
Przeciwko rządowi, znajdującemu się obecnie na ławach, wystąpiły bardzo silnie wszystkie stronnictwa prawicowe. Stanowią one blisko połowę tego Sejmu, a jakby sądzić należało po pewnych głosowaniach, to może nawet potrafią doprowadzić do skutku swoje dzieło i zdobyć większość przeciwną temu rządowi. (P. Rudnicki: Okoń pomoże). Czytałem wszystkie oświadczenia, patrzyłem na te armaty wielkiego kalibru, które skierowano przeciw temu rządowi i wytoczono zaraz przy jego pierwszym wystąpieniu, i zdziwiłem się dlaczego przeciwko wrogowi tak lekceważonemu wytacza się tak ciężkie działa. Wydaje mi się, że jako pierworodny grzech tego rządu - bo innego jeszcze nie zdołał popełnić – było to, że się odważył na krytykę przeszłości. Można by to darować tym, którzy nie popełniali grzechów podobnych, ja jednak panom przypomnę, jeżelibyśmy mieli dotknąć tej samej materii, a więc ujawnienia słabej strony naszego budżetu, to przed tym rządem, przed p. Śliwińskim, czy przed obecnym ministrem skarbu, uczynili to daleko wcześniej ci, którzy to stanowisko ganią. […]
Jeżeli jednakże chodzi o rzecz samą, to chcę stwierdzić to, coście już panowie uznali za słuszne dla siebie, że powiedziano tam tylko prawdę i że prawdę należy mówić bez względu na to czy ona jest miłą lub nie. […]
W expose samym powiedziano, jak się przedstawia stan naszego skarbu. Na dzisiejszym posiedzeniu Komisji Skarbowo-Budżetowej znowu nie w formie obłudnej, nie w formie olśniewającej, nie w formie przykrytej blagą, lecz po prostu przedstawiono faktyczny stan rzeczy w formie rzetelnej.
Czy to jest złe? Ja także dochodzę do tego przekonania, do którego panowie doszli na wiecach, a twierdzę, że jeżeli jest zło, to trzeba sobie to powiedzieć i zacząć naprawę. Najgorszą przysługę sprawie publicznej robi ten, kto zło kryje, albowiem pomaga do tego, żeby zło rosło.
Warszawa, 4 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Sejmie!
Powierzając Józefowi Piłsudskiemu sprawowanie urzędu Naczelnika Państwa, wyraził Sejm Ustawodawczy w dniu 20 lutego 1919 r., we wstępie do pierwszej konstytucyjnej uchwały państwa polskiego, podziękowanie dla niego za pełne trudu sprawowanie urzędu w służbie dla Ojczyzny W ten sposób jednomyślna uchwała Sejmu Ustawodawczego była wyrazem uznania i wdzięczności dla bojownika o wolność narodową. (Na lewicy posłowie wstają. Długotrwałe oklaski i okrzyki: niech żyje Piłsudski! Precz z Korfantym!).
Od tego czasu upłynęło 3 i 1/2 roku dalszej pracy Naczelnika Państwa wśród najcięższych warunków, która doprowadziła do zakończenia wojny i unormowania stosunków na zewnątrz, jak i na wewnątrz.
Wniosek zgłoszony przez Klub Związku Ludowo-Narodowego, Chrześcijańską Demokrację i Narodowo-Chrześcijańskie Stronnictwo Ludowe jest ukoronowaniem ohydnej kampanii prowadzonej przeciwko Naczelnikowi Państwa przez pewne stronnictwa...
Marszałek (dzwoni): nie wolno wobec klubów używać takich wyrażeń. (Na lewicy wrzawa, bicie w pulpity). Pan Witos: ...które nie cofnęły się przed żadnymi oszczerstwami i obelgami, rzucanymi na głowę państwa. We wniosku tym, skierowanym przeciw pierwszemu Naczelnikowi wyzwolonej Polski widzimy wyraźnie smutny objaw dążności anarchistycznych, które mogą rozsadzić państwo. (Glos na prawicy: państwo to Anusz i Witos). Wyrazić musimy głębokie ubolewanie, że wnioskiem tym, opartym na fałszywych podstawach, obrażono samo państwo w jego przedstawicielu; przez obniżenie autorytetu Naczelnika Państwa obniżono powagę władzy w ogóle wobec własnych obywateli, państwo zaś wobec zagranicy.
Z tych względów oświadczamy się kategorycznie przeciw postawionemu wnioskowi.
(Huczne oklaski na lewicy. P. Dubanowicz: niech żyje demokracja!).
Warszawa, 26 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Los chciał, że zostałem przewodniczącym komisji rolnej w Sejmie Ustawodawczym i pod mym przewodnictwem uchwalono po długich i ciężkich walkach tzw. zasady reformy rolnej. Na podstawie tych zasad przeprowadzoną została następnie ustawa o wykonaniu reformy rolnej, która między innymi miała i tę wielką wadę, że... nie została wykonaną.
Rozsądni ludzie przyznają się i do swych błędów, po to, by je naprawić, toteż i ja zaznaczyć pragnę, że w samej już ustawie znalazły się błędy, ponadto zaś i poza ustawą znalazły się przeszkody, które uniemożliwiły jej wykonanie. Przeszkodą w wykonaniu tej ustawy byli i są w pierwszym rzędzie właściciele ziemscy, których majątki podpadają pod działalność ustawy, przeszkodą dalszą były zestarzałe przepisy, którymi się kierowały nasze sądy, a szczególnie Sąd Najwyższy, który stanął po stronie opornych właścicieli ziemskich, największą zaś przeszkodą były czynniki polityczne, stanowiące niemal połowę Sejmu Ustawodawczego, o które to czynniki oparli się właściciele ziemscy. Nie ma się też co łudzić: pewna część nawet rzekomych zwolenników reformy rolnej była i została w rzeczywistości jej przeciwną. Zaliczam do nich przede wszystkim socjalistów.
Socjaliści głośno oświadczali się za wprowadzeniem ustawy w życie, a w rzeczywistości współpracowali z tymi, którzy chcieli i dążyli do jej unicestwienia. [...]
Mnie zależało i zależy nie na tym, aby mieć ustawę leżącą na półce lub w archiwum, lecz by ona była wykonaną. W rozmyślaniu nad tym, jak tego dokonać, przyszedłem do przekonania, że wspomnianych przeszkód, niestety, nie zdołamy przełamać. Należało je więc usuwać, a przeto zawarcie umowy, dotyczącej zmiany ustawy i sposobu jej wykonania, z tymi, których dotychczas uważało się za przeciwników tej sprawy, miało, moim zdaniem, umożliwić i przyspieszyć jej wykonanie.
[...]
Zasady umowy zawartej między stronnictwami ósemki a nami, są szanownym zebranym znane. Czy prawda? Jeżeli tak, to zwalnia mnie to z obowiązku szczegółowego omawiania układu. Zaznaczam tylko, że gwarantuje on parcelowanie określonej ilości gruntu co roku przez lat 10 po 400 000 morgów, że nie podkopuje on naszej równowagi gospodarczej i nie niszczy produkcji rolnej, co nam poprzednio stale zarzucano. Układ daje dalej ludziom ubogim możność nabycia ziemi, albowiem wprowadza 35-letnią spłatę ceny jej nabycia, wprowadza różnicę ceny między ziemią w środkowej Polsce, a województwami kresowymi na wschodzie i zachodzie na korzyść tychże, bo ceny na ziemię tamtejszą ustalone są znacznie niższe, aniżeli w centrum państwa. Układ ma wreszcie za zadanie utrzymanie w rękach polskich ziem na kresach do Polaków należącej i zasilenie polskim zdrowym elementem tych połaci państwa. Podnoszą się jednak wątpliwości, rozdmuchiwane przez prasę i stronnictwa lewicowe, a także i przez niektóre czynniki z prawicy, a zwłaszcza przez tzw. konserwatystów krakowskich, że układ omawiany nie zostanie dotrzymany.
My układu dotrzymamy; czy inni nas nie oszukają, nie wiemy; może tak, może nie. Ale wiedzcie o tym, że stronnictwo wchodzące w polityce na drogę nikczemną, wydaje samo na siebie wyrok śmierci. Niedotrzymanie układu zwolni nas oczywiście od wszelkich zobowiązań, rozwiązuje nam ręce i wskaże drogę konieczną w przyszłości. Tego się jednak nie spodziewam. Reforma rolna musi być przeprowadzoną.
Tarnów, 11 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Już dawno uznano w świecie jako dogmat nienaruszalny, że podstawą istnienia każdego państwa są dwa kamienie węgielne: skarb i wojsko. Skarb służy temu, by mogło się trzymać państwo i by się dobrze powodziło obywatelom. Wojsko służy i służyć powinno temu, by w razie potrzeby obronić granice Rzeczypospolitej, by również bronić porządku wewnątrz państwa.
Jeżeli idzie o skarb Rzeczypospolitej, to nie można powiedzieć, by on był dobry. Jesteśmy jednak na drodze do poprawy. Obecnie przeżywamy okres przełomowy. Osiągnięte zostało maksimum złego. Znaleźliśmy się już na szczycie i mogę stwierdzić, że już z tego szczytu zaczynamy schodzić. Jest uzasadniona nadzieja, że w niedalekiej przyszłości będzie lepiej. Ale o tym więcej mówić nie będę.
Inna rzecz z armią. Nie chcę wpadać w przesadę. Muszę jednak oświadczyć, że jestem dla niej z całym uznaniem. Jest ona źrenicą narodu i państwa. Nie powiem, że jest doskonała. Muszę powiedzieć, że jest na drodze do doskonałości, ale jest już dobrą. Zgodzą się na to wszyscy, co nie lubią przesady, zgodzą się ci, których ogarnia pycha. Lepiej jest niedoceniać niż przeceniać. Mając możność stykania się z armią w chwilach dla państwa bardzo ciężkich, stwierdziłem, że w chwilach tych wojsko zdało egzamin dobrze.
Armia! Służy ona do tego, aby utrzymać byt i niepodległość, ale i do tego, by utrzymać spokój wewnątrz państwa. Armii zawdzięczamy, że utrzymaliśmy byt, że mamy niepodległość. Jej zawdzięczamy, że państwo się skrystalizowało, skrzepło i wyrobiło sobie należne miejsce w świecie.
Sanok, 15 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Pomówić więc z Wami pragnę, chociaż pobieżnie o sprawie naszej polityki zagranicznej. Każde państwo musi mieć swe zasadnicze cele polityczne, które są niejako testamentem, przekazywanym do wykonywania przez pokolenia pokoleniom. Miała i ma ten testament Rosja od czasów Piotra Wielkiego, który dążyć począł do zdobycia Konstantynopola, tego okna Rosji do Europy Zachodniej i Południowej. Testament ten wykonują dzisiaj nawet burzyciele Rosji carskiej, twórcy bolszewii, Trocki i Lenin. Mają swój cel Niemcy, którym mocarstwa zachodnie obcięły pazury, ale ramion obciąć nie zdołały. Ma swój cel państwowy Francja i Anglia. Wiedzą one do czego dążą i w myśl tego przeprowadzają państwowe swe prace.
Państwo, które nie wie, gdzie ma iść, nie zajdzie nigdzie, skończyć się musi straszliwą katastrofą. Jakżeż ta sprawa przedstawia się u nas? Sami nie jesteśmy tak mocni, byśmy mogli się oprzeć wszystkim naszym wrogom. Fakt ten nakazuje nam szukać przyjaciół i sprzymierzeńców, bądź to wśród tych państw i narodów, z którymi od dawna łączą nas serdeczne węzły pokrewieństwa idei i wspólnych walk o wolność, bądź też wśród tych, które mają te same co my interesy. O wrogach mówić wam nie potrzeba, bo wiecie, kto oni są. Co do naszych przyjaciół, to na pierwszym miejscu wymienić należy Francję, złączoną z nami najlepszymi sympatiami serc i umysłów. Wiecie, że zawarliśmy z nią przymierze, oparte na wspólności interesów, podobnie jak z Rumunią. Wiemy o pewnej wspólności interesów, łączącej nas z państwami bałtyckimi, dlatego też i z nimi staramy się uzgodnić naszą linię polityki zagranicznej. Podstawą naszej polityki zagranicznej jest uświadomienie sobie dokładne i stanowcze faktu, iż nie dążymy do żadnych zaborów, mamy bowiem dość ziemi dla wszystkich w Ojczyźnie.
Pilnować jej jednakże musimy bacznie i nieustępliwie na jej granicach i kresach. Pamiętać bowiem musimy zawsze, że tak Niemcy, jak i Rosja mogą się dźwignąć ze stanu obecnego i pomyśleć o odwecie.
Tarnów, 17 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wizyta u Witosa. Wytknąłem mu błędy: rząd nie mówi do społeczeństwa, nie przedstawia mu położenia w całej nagości i jego przyczyn; zerwał stosunki z opozycją, nie mówi z nią, co pozwala szerzyć się plotkom, iż rząd idzie na zamach stanu; powiększa opozycję przez nierozumne i niepotrzebne rugi w urzędach. Witos bronił się, ale wreszcie przyznał rację i obiecał zmienić metodę. [...]
Witos wyjawił mi, że byli u niego dziś przywódcy faszystów polskich, „ludzie bardzo poważni”, którzy zapewnili, że są „na wszelki wypadek” (80 tysięcy!) dla odparcia zamachu lewicowego, że nie wystąpią inaczej, jak na zarządzenie gabinetu...
Warszawa, 25 września
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Ruchy strajkowe, wywołane trudnym położeniem robotnika, przebiegają przez państwa i społeczeństwa Europy i potęgują jeszcze więcej niepewność położenia. Nic więc dziwnego, że skutkiem wspomnianych przemian i stosunków ogarnia całe społeczeństwa psychoza zbiorowa, niepozwalająca im często na spokojną pracę i trzeźwą ocenę dokonywających się wydarzeń. (Glos na lewicy: lekarzu, lecz się sam).
Podobnie jest też i u nas. Nasz organizm państwowy i społeczny znajduje się w ostrej fazie likwidacji prób i sposobów rządzenia państwem. Stan zaś obecny jest w znacznej mierze wynikiem politycznego i wojskowego położenia międzynarodowego naszego państwa, szczególnie w pierwszym jego okresie. Stan ten jest ciężki, nie jest bynajmniej jednak beznadziejny. Zmienić go może i musi zgodna, zbiorowa i wytrwała praca, wysiłek i ofiary, które są konieczne, a do których nie zawsze okazują się zdolni nawet ci, których państwo obdarzyło sowicie. (Potakiwania na lewicy). W znacznej mierze przyczyną dzisiejszego stanu rzeczy w państwie było życie na kredyt i unikanie nakładania na społeczeństwo uzasadnionych i koniecznych ciężarów. Pod adresem państwa stawiano coraz to dalej sięgające wymagania, którym ono w tych warunkach nie było w stanie sprostać. [...]
Nie mogę również pominąć milczeniem wzrostu nienawiści i walk partyjnych, co utrudnia, a często nawet uniemożliwia współpracę nie tylko na polu politycznym, ale także społecznym i gospodarczym. Ten stan zapalny nie tylko nie ustępuje, ale przeciwnie, stale się wzmaga. Na tym też tle ogólnym ujawniają się dopiero należycie olbrzymie trudności, jakie stale napotyka praca rządu Rzeczypospolitej. Nie może więc ona wydawać zawsze zadawalających zupełnie wyników. Musi często chromać, a nawet kończyć się niepowodzeniem.
Warszawa, 9 października
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
6 listopada. Krwawy dzień w Krakowie. Zaczęły się gromadzić tłumy na ulicach; wojsko i policja miały rozkaz nie dopuścić do zgromadzeń. Padł strzał. Walka z policją. Rusza wojsko; tłum rozbroił („Niech żyje Dziadek!” [Piłsudski]), zdobył karabiny i karabiny maszynowe, dwie pancerki; szarża ułanów na ulicy Dunajewskiego. Ulica polana [wodą], konie ślizgają się i padają; salwy do ułanów 8 Pułku ks. Poniatowskiego, masakrowanie rannych.
[...] Krwawe żniwa w Krakowie: 13 wojskowych zabitych. Z tłumu około 20 rannych [w rzeczywistości ofiar było więcej — przyp. red.]. [...]
Lewica rozgrzesza mord dokonany na żołnierzach. Piłsudski milczy! [...]
Witos rozleniwiony, rozbiegany, nie trzyma wodzów w ręce. Zaognienie walk w Sejmie takie, że lewica bojkotuje Konwent Seniorów.
Kraków, 6 listopada
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Już sam wygląd dzisiejszego zebrania wskazuje, czym jest Polska. W Polsce, obok Polaków, mieszka 30 proc. obcych narodowości i z tym faktem liczyć się należy. Mają one, jak każdy w państwie obywatel, różne prawa, lecz nie zawsze cechuje ich równość obowiązków, do czego trzeba ich wdrażać drogą ścisłego przestrzegania prawa.
Polska jest państwem leżącym między Niemcami a Rosją, o których wiemy, że zbytnią życzliwością nie grzeszą. Nie wiemy, kiedy zabłysnąć może miecz, lecz wiemy, że to może przyjść prędzej wtedy, gdy wewnątrz państwa obywatele staczać będą z sobą nieustanną, a bardzo często bezcelową i nierozumną walkę. Wszystkie państwa na świecie starają się o to, by były bezpieczne, by to bezpieczeństwo było zupełne, bo tylko wtedy obywatele spokojnie pracować mogą. By zabezpieczyć państwo, potrzeba siły, bo ona daje ochronę i ona stwarza solidarność.
Prawo bez siły jest abstrakcją. [...] Musimy wytworzyć w kraju taką siłę obronną, która by dawała gwarancję, że państwa naszego nikt nie uszczupli i że ono ostanie się całym i rość będzie w znaczenie na arenie międzynarodowej, gdzie często decyduje się o losach państw z nimi lub bez nich, zależnie od ich siły. Lecz, by tego ogromu pracy dokonać, trzeba, by stosunki wewnętrzne były zdrowe, gdyż chory organizm na siłę nigdy zdobyć się nie może. Przechodząc do stosunków wewnętrznych, mógłbym zrobić pewne porównanie. Są ludzie, którzy, gdy się pali cała wieś, a ich chat płomień nie ogarnia, uważają to za szczęście, są też inni, których nieszczęście ogółu głęboko dotyka.
Tak też dzieje się i w polityce. Jednym do szczęścia wystarcza interes osobisty, zaszczyty, ich świetna kariera, inni uważają, że aczkolwiek i te wartości doczesne są dobre, to lepszym jednak jest szczęście ogółu, które ściśle wiąże się ze szczęściem państwa, czyli że jedni, mówiąc prościej - myślą więcej o sobie, drudzy mają na względzie przede wszystkim interes państwa. Są i tacy, którzy wbrew logice, doświadczeniu i interesowi państwa głoszą, że rozbijanie, kłamstwo i demagogia są dla państwa dobrodziejstwem, są jednak i inni, którzy uważają że zgoda, współdziałanie, sumienie, czystość charakteru są czynnikami budującymi państwo. Jeśli o państwo chodzić nam powinno i musi, to prócz ochronnych sojuszów potrzeba wytworzyć własną siłę, nie potencjalną, lecz żywą i twórczą, bo tylko taka może dać państwu bezpieczeństwo a obywatelom spokój [...].
Jeśli społeczeństwo będzie silne, państwo trwać będzie wieki, gdy nie będzie spoistości, państwo zacznie się rozsypywać i zginie, choć pozostaną ludzie, lecz ludzie z piętnem niewolnictwa na czole, a każdy z Was wie, że los niewolnika jest straszny.
Cieszanów, 7 września
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoka Izbo!
Zmiana ustroju rolnego w Polsce jest zagadnieniem natury państwowej, natury narodowej i socjalnej, i to zagadnieniem coraz bardziej palącym. Musi też ono być jak najprędzej załatwione. Zagadnienie to, wbrew temu, co tu twierdzono, rozwiązało już wiele państw w Europie, a nawet w naszym sąsiedztwie, chociaż tam była mniejsza potrzeba reformy rolnej. Jeżeli chodzi o przykłady, to daleko szukać ich nie potrzeba. Pomijam przykład Rosji, aczkolwiek nie mogę pominąć faktu, który tam zaistniał i nie mogę pominąć tego, że Rosja znajduje się w najbliższym sąsiedztwie Polski. Nie da się zrobić takiego przedziału, by wiadomości stamtąd nie przyszły i nie da się nakazać nikomu, ażeby jego myśl nie szła tam, gdzie ma korzyści, których tu nie znajduje. Ludzie są ludźmi i ludźmi pozostaną.
[...]
Jeżeli to zrobiono w państwach, takich jak Czechosłowacja, jeżeli to zrobiono tam, gdzie nie było gwałtownej potrzeby, jest więc naturalną rzeczą, że przede wszystkim powinno to być zrobione w Polsce we własnym jej interesie. Polska może istnieć i rozwijać się jak państwa nowożytne, wzmacniając wszystkie żywotne siły narodu. Musi powołać do spełnienia tych obowiązków milionowe rzesze ludowe, ale musi dać im możność spełnienia tych obowiązków.
Obszary dworskie, według naszego poglądu, są w Polsce nie tylko przeżytkiem, ale dla włościaństwa są także symbolem ucisku i długiej społecznej niewoli. (Oklaski na lewicy). Obszary dworskie, tak jak one dziś istnieją, są wielką zaporą do uporządkowania stosunków w Polsce w ogóle, a w szczególności do uporządkowania stosunków politycznych. Zdaje się, że gdy Polsce przyjdzie wybierać pomiędzy uporządkowaniem tych stosunków a całością obszarów dworskich, to Polska nawet mało rozsądna musiałaby wybrać to pierwsze, a więc uporządkowanie tych stosunków, a nie całość obszarów dworskich.
Warszawa, 25 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Historia ma jednak swoje prawa, a sprawiedliwość często niespodziewanie przychodzi. Ona też zarządziła zapewne, że w czasie, gdy w Polsce zaczęła świtać wolność państwowa i narodowa – gdy zanosiło się na to, że chłopi mieli zrzucić z siebie resztki krępujących ich kajdan niewoli politycznej i społecznej i stać się równymi wszystkimi Polski odrodzonej obywatelami – znalazł się człowiek, który głęboko odczuł i pojął życie chłopa, który obwieścił światu całemu, że on jest, że on żyje i żyć będzie.
Tym człowiekiem jest ten, którego imię jest dziś na ustach wszystkich, jest nim Władysław Reymont. W wielkim dziele odmalował on w naturalnych zupełnie barwach głębiny życia wsi polskiej. Z mistrzostwem właściwym sobie przelał to na papier, przeniósł do wielkiej i mądrej księgi. Pisząc tę księgę nie wchodził w świat teorii i marzeń, nie szukał geniuszów i idealistów, często nienaturalnych, nie malował urojonych bohaterów, odtworzył życie wsi tak, jak je widział.
Polska posiada wielu sławnych powieściopisarzy, historyków, poetów, którzy opiewali bohaterskie czyny ludzi niemal jednej, bo szlacheckiej warstwy, rządzącej długie wieki Polską. Mimo licznych i szlachetnych porywów jednostek, Polska nie zdobyła się na to, by chłopa zrobić obywatelem i jako taki nie znalazł on należytego mu miejsca u pisarzy ani u poetów.
[...]
Bohater Reymonta – Boryna nie stanowi jakiegoś nadzwyczajnego typu. Zwykły to kmieć wiejski, harujący na swojej roli, powiększający swoją fortunę kosztem własnego szczęścia i swojej rodziny; posiada wiele zalet, ma też i wiele błędów, przy tym wszystkim kocha nade wszystko po swojemu tę ziemię, na której pracuje i gotów w jej obronie poświęcić wszystko, nawet życie.
Liczba, pracowitość, wytrwałość i zdrowie, stworzyły ze stanu chłopskiego tę silną podstawę, bez której się państwo pomyśleć nie da. W chłopie żyje i odradza się Naród, z niego czerpie swoją siłę państwo, on jest czynnikiem porządku i spokoju. [...]
Takich wartości nie wolno chować pod korcem, one powinny i muszą być odpowiednio ocenione i zużytkowane. Wiemy, że powieść Reymonta zrobiła już bardzo wiele pod tym względem, wiemy, że przez nią uczynił on olbrzymią przysługę tak Polsce, jak i polskiemu ludowi. Toteż poczuwając się do obowiązku wdzięczności lud polski ze wszystkich okolic naszego kraju przybył tu w dziesiątkach tysięcy, ażeby Ci Panie złożyć hołd należny.
Wierzchosławice, 15 sierpnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Patrząc na dzisiejsze stosunki w Polsce, z ust każdego wyrywa się skarga i pytanie: „Co będzie dalej?”. Odpowiedź: „Będzie jeszcze gorzej″. Trzeba więc czynu, trzeba naprawy od podstaw aż do szczytu. Mówią, że Sejm zły, lecz nie że w społeczeństwie anarchia. Na dzikim drzewie rosną kiepskie owoce. Jesteśmy pokoleniem, które dzisiaj przeżywa doniosłe wypadki. Jeden moment decyduje o przyszłości narodu na całe wieki. Wojna wsączyła w nasze dusze jad, który zatruwa całe nasze społeczeństwo od sfer najniższych aż do najwyższych.
Społeczeństwo ma dzisiaj równe prawa, lecz też jednakową odpowiedzialność. Największą klęską w dobie dzisiejszej jest to, że nie jesteśmy zdolni stworzyć z większości rządu, a tam, gdzie tego nie ma, jest anarchia. Państwa zachodnie, jak Anglia i Francja, zyskały przy wyborach większość, kroczą ku coraz to lepszej naprawie. Musi u nas nastąpić wewnątrz konsolidacja, bo inaczej grozi nam rozstrój i upadek. Na terenie polityki zagranicznej ponosimy same klęski. Mówimy o samowystarczalności, lecz Polska nie jest tym mocarzem, aby od wszystkich odwrócić się plecami. Chcemy układów z innymi państwami, a sami robimy w Sejmie awantury, na które patrzą posłowie ościennych państw. Chcemy pożyczki zagranicznej, lecz tej nie dostaniemy, jeżeli nasze niedołęstwo, próżniactwo i warcholstwo nie zniknie. Musimy się ratować, musimy wyrwać ten jad z dusz naszych, gdyż inaczej czeka nas straszny upadek.
Dzisiaj grozi nam wielkie niebezpieczeństwo. Sąsiedzi dążą do wywołania u nas anarchii wewnątrz i osłabienia wpływów politycznych zewnątrz. Bezrobocie objęło tysiące robotników, którzy domagają się zapomóg i urządzają z namowy nieprzyjaciół manifestacje. Wojna zabrała połowę naszego mienia, więc musimy się zgodzić, albo dorobić tego, czego brakuje, a nie to jeszcze zjeść, co posiadamy.
Za granicę mało wywozimy, a do tego prowadzimy wojnę celną z Niemcami, którzy dla nas są wrogiem mądrym, konsekwentnym i wytrzymałym. Polska jest krajem rolniczym. Prowadzimy dzisiaj taką politykę, że rolnik chodzi w łapciach i orze sochą (Kresy), kupiec zamyka sklep, a fabrykant fabrykę. Biurokracja, miliony ludzi utrzymywanych przez pusty skarb. Mamy armię, której nie możemy uszczuplić. Cóż może nas uratować? Może król? Może bolszewizm? – Ani pierwsze, ani drugie. Król to kamaryla, bolszewizm to anarchia, to koniec Polski i hańba historii.
[...] Dążyć musimy do rządów parlamentarnych. Rozszerzyć władzę prezydenta, który może rozwiązać Sejm. Zmniejszyć o połowę posłów. Wybierać takich posłów, którzy są znani z pracy dla dobra ludu, a nie tych, którzy mają pobierać tylko diety i wyprawiać krzyki w Sejmie. Zwalczać stronnictwa, które sieją rozstrój w społeczeństwie, niszczą wiarę, rozbijają lud i Polskę. My chcemy, by Polska nie była frazesem, lecz oparta o wszystkie stany, których myślą jest dobro ludu. My chcemy Polski silnej, bogatej i rozumnej. Do tego nie dojdziemy rewoltą, nienawiścią, lecz silnym dążeniem do poprawy.
Koźmin, 28 lutego
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Gabinet podaje się do dymisji. Zaraz zaproszono mnie do Belwederu. Długa rozmowa z Wojciechowskim. Wykładam mu sprawę „gabinetu ludzi i programu”. Radzę, by nie urządzał korowodu posłów do Belwederu. Niech zaprosi Trąmpczyńskiego, ewentualnie jednego przedstawiciela prawicy i jednego lewicy. Niech upatrzy kandydata i powierzy mu misję. Wymieniają kandydatów: Witosa, Chacińskiego, Dębskiego i Skrzyńskiego. Ostrzegam przed Witosem, który będzie czerwoną płachtą. Jakiś gabinet gładki i przejściowy z parlamentarzystą lub nieparlamentarzystą, a w międzyczasie niech weźmie w rękę sprawę „gabinetu ludzi” – grunt przygotowałem, tylko kończyć!
Wieczorem znowu wezwany do Belwederu. Wojciechowski pod wrażeniem oświadczenia Głąbińskiego, iż „cztery kluby od Związku Ludowo-Narodowego po NPR są za rządem parlamentarnym i wskazują na Witosa jako premiera…”. „Muszę się liczyć, nie chcę iść przeciw woli Sejmu, chcę być lojalny”. Widzę, że biernie wchodzi na zwykłą drogę. „Z Piłsudskim nie będę rozmawiać, bo traktuje mnie w sposób nieprzyzwoity…”
Warszawa, 5 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Wywiad [Wincentego] Witosa w „Nowym Kurierze Polskim” z 9 maja. Sensacyjny! [...]
Witos: „Niechże wreszcie marszałek Piłsudski wyjdzie z ukrycia, niech stworzy rząd, niech weźmie do współpracy wszystkie czynniki twórcze, którym dobro państwa leży na sercu. Jeśli tego nie zrobi, będzie się miało wrażenie, że nie zależy mu naprawdę na uporządkowaniu stosunków w państwie. [...] Gdybym ja miał pewne obiektywne dane, jak on, o których w tej chwili nie chcę mówić, to stworzyłbym rząd, gdyby mi odpadła połowa nawet ministrów...”
Ustępy wywiadu skreślone w ostatniej chwili przez [dziennikarza Konrada] Wrzosa, częściowo zatuszowane („pewne obiektywne dane..., o których w tej chwili nie chcę mówić...”), mówiły bez ogródek: „Mówią, że Piłsudski ma za sobą wojsko, jeśli tak, to niech bierze władzę siłą...; ja bym nie wahał się tego zrobić”. [...]
Zrobiłem Witosowi dużą scenę za wywiad: „Zrywa pan z przeszłością i parlamentaryzmem, daje pan przykład, z którego inni skorzystają!”. [...]
Dlaczego Witos dał ten wywiad? Zapewne sam nie umiałby tego rozumnie wytłumaczyć. Lubił, jak aktor, żeby o nim pisano, mówiono; rzucał więc nieraz, a i w tym wypadku, coś niezwykłego, coś, co zwróciłoby uwagę na niego. Była też, sądzę, chęć „pokazania” Piłsudskiemu: „mocny jesteś w słowie, w gestach, ale na czyn cię nie stać...”.
Wiem, że wynurzenia Witosa pojęto w obozie Piłsudskiego jako urąganie; na lewicy zaś jako jeszcze jeden dowód, że Witos jest zdecydowanym reakcyjnym faszystą i czeka tylko na moment, by zakuć Polskę w kajdany reakcji...
Warszawa, 9 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
W ciągu niedzieli (9 maja) odbywa się jakby wyścig w tworzeniu gabinetu: jeden w Belwederze tworzy Władysław Grabski, drugi smaży się w Sejmie. Kto prędzej dojdzie do celu? [...] Desygnowanie Władysława Grabskiego na premiera, najbardziej niespodziewane pod słońcem, wywołało zdumienie [...]. Władysław Grabski był najbardziej znienawidzonym, niepopularnym człowiekiem. Jak mógł nie zdawać sobie sprawy z tego prezydent Wojciechowski?
[...] Chciał sobie Grabski pozyskać Piłsudskiego: zaprosił go Wojciechowski do Belwederu i w obecności Grabskiego zapytał o radę w sprawie teki wojskowej. „Porozumienie z Piłsudskim” miało być bardzo potężnym atutem w rękach nowego rządu. Ale Piłsudski nie wzruszył się uprzejmością i powiedział panu Grabskiemu szereg bardzo nieprzyjemnych rzeczy na temat jego poprzednich rządów — w formie, jak mi mówiono, bardzo brutalnej.
Wrogie stanowisko opinii publicznej, odmowy kandydatów [na ministrów], a zwłaszcza stanowisko zajęte przez Piłsudskiego, przekreśliły misję Grabskiego. [...]
Rozmowa z Witosem: tłumaczę jeszcze raz i ostrzegam. Witos się chwieje, ale boi się być podejrzanym o tchórzostwo! [Poseł Alfons] Erdman go uprowadza [do restauracji] pod „Bachusa”. Przed północą targi dobite w Sejmie [...], większość jest i Witos ma być premierem. Władysław Grabski ustępuje miejsca. Belweder szuka za Witosem, znaleziono go pod „Bachusem”! Podjął się misji!
Warszawa, 9 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki, Warszawa 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Utworzenie i nominacja gabinetu. Gabinet kadłubowy, bo teki: zagraniczna, robót publicznych i pracy obsadzone kierownikami. […]
Przygotowałem odręcznie Witosowi wieczorem oświadczenie dla prasy:
„…Rząd, który utworzyłem, podyktowała konieczność, a nie pragnienie władzy, która w Polsce w obecnych warunkach nie jest wcale przyjemna ani pociągająca, a która u nas bardzo często wypada z rąk na ulicę niemal. Tego dowodzi i ostatnie przesilenie.
Usiłuje się przedstawić gabinet mój jako rząd prowokacji i walki. Nic bardziej fałszywego być nie może.
Rząd został utworzony dla całego państwa, a nie dla partii politycznych. Mam szczery zamiar prowadzić akcję w kierunku rozszerzenia podstaw rządu i wciągnięcia do współpracy tych wszystkich, którzy będą zdolni przezwyciężyć małostkowość i stanąć we wspólnym szeregu dla dobra państwa”.
Był to szkic – dla pośpiechu dał Witos tak, jak było. Ugodowy i pacyfistyczny ton nie bardzo się godził z oświadczeniami Witosa z ostatnich czasów […].
Warszawa, 10 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Kilkakrotne próby pana Witosa nie udawały się jedynie z przyczyny nieumiejętności albo niechęci tego pana uwzględniania interesów moralnych państwa. Państwo bowiem ma dwie funkcje wyraźnie państwowe i wyraźnie z jego bytem związane: wojsko i politykę zagraniczną, to znaczy stosunki z innymi państwami. Te dwie funkcje, jak zawsze twierdziłem, nie mogą podlegać fluktuacji gry zawistnych partii, gdyż system taki prowadzi nieuchronnie państwo do zguby i demoralizuje oraz degeneruje obie te funkcje.
[...]
Pan Wincenty Witos znany jest w historii naszego państwa głównie z bezceremonialnego stosunku do wszystkich funkcji państwowych. Dobór jego kolegów w obecnym gabinecie przypomina mi rząd utworzony ongiś z wielkim hukiem i hałasem, a co do którego zdecydowałem, iż nie mogę w żaden sposób łączyć mego nazwiska z takim właśnie rządem. Wiedziałem bowiem z góry, że wraz z powstaniem takiego rządu idą przekupstwa wewnętrzne i nadużycia rządowej władzy bez ceremonii we wszystkich kierunkach dla partyjnych i prywatnych korzyści.
Na ministrów wojska od tego czasu zaczęto dobierać generałów, którzy by mieli sumienia giętkie, zdolne do uprawiania — jak ja nazywam — handlu posadami i rangami, dla wygody takiego czy innego stronnictwa, takiego czy innego potrzebnego posła, takiego czy innego wygodnego kupca, jednym słowem — takiego czy innego człowieczka. System demoralizacji wojska, które, nie mając praw wyborczych, ma jednego przedstawiciela swych interesów i potrzeb w osobie ministra, przy odpowiednim doborze tego ministra zaczął święcić swoje triumfy nie przy kim innym, jak przy panu Wincentym Witosie. [...]
Trwało to przez cały czas rządu pana Witosa i jego szlachetnych kolegów i dowodzenia wojskiem pana generała [Stanisława] Szeptyckiego. System ten w inny sposób, bardziej — że tak powiem — rozlewny, był stosowany i przy następnym ministerium pana Władysława Grabskiego wraz z Władysławem Sikorskim.
Gdy więc na szczęście dla Polski padły oba ministeria, ministeria rozwydrzenia partii, dzielących Polskę na szmatki na rzecz każdej partii i każdego stronnictwa, zostały po nich duże deficyty państwowe i ogólne, daleko idące zubożenie. Odbiło się to dotkliwie i na wojsku. Budżet wojskowy został w jednej chwili zmniejszony do połowy. Minister spraw wojskowych mieć obecnie musi do czynienia z dziesiątkami kryminalnych spraw o nadużycia pieniężne, popełniane przez protegowanych obu kiepskiej pamięci rządów: pana Wincentego Witosa i pana Władysława Grabskiego.
Warszawa, 11 maja
Józef Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. VIII, Warszawa 1937, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Widocznie w związku z wywiadem [na polecenie premiera skonfiskowano nakład „Kuriera Porannego” z wywiadem Józefa Piłsudskiego — przyp. red.] puszczono alarmującą pogłoskę o napadzie jakiejś zagadkowej bandy na pałac Piłsudskiego w Sulejówku. Banda owa miała się tam podsunąć pod ochroną lasów i gęstym ogniem karabinowym i rewolwerowym ostrzeliwała mieszkanie. Spłoszyła ją dopiero pomoc, która przybyła z pobliskich garnizonów wojskowych. Wiadomości te przyniósł „Przegląd Wieczorny”. Mimo że inne pisma zdementowały to kłamstwo, bardzo wielu uwierzyło, że „zbrodniczy napad na Marszałka i jego rodzinę” został naprawdę urządzony. Mało tego, inspiratorzy dawali wyraźnie do zrozumienia, że był on dziełem endecji, a może nawet agentów rządu. Ohydna ta prowokacja udała się znakomicie. Szerokie, nieświadome masy uwierzyły, że zbrodniczy rząd Witosa chciał zgładzić Marszałka i skutkiem tego rozgrzeszały go od razu, kiedy rozpoczął walkę z tym rządem.
Warszawa, 11 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Mimo wszystko, co się działo, Rada Ministrów postanowiła wytrwać. Wiedząc, że w gmachu Prezydium może być już w najbliższej chwili otoczona i uwięziona, postanowiła przenieść się do Belwederu, ażeby mieć osobisty kontakt z prezydentem i pewną swobodę ruchów. Postanowiliśmy wyjechać partiami, by nie zwracać zbytnio na siebie uwagi tłumów, coraz głośniej wyjących i coraz bardziej rozjuszonych. Wyjechałem pierwszy. Zaraz za bramami dziedzińca, jak okiem sięgnąć, widziałem niezliczone tłumy ludności rozkołysane agitacją, patrzące z nienawiścią w stronę siedziby rządu. Przejechać mogłem tylko dzięki temu, że Szkoła Podchorążych utworzyła gęsty szpaler i zajęła wobec naciskających tłumów bardzo zdecydowaną postawę. Okrzyków przeciw sobie przy samym wyjeździe nie słyszałem. Widocznie mnie nie poznano.
Wskutek nagromadzonych na ulicach tłumów samochód posuwał się bardzo wolno, musiałem też wysłuchiwać obelżywych okrzyków pod moim i rządu adresem skierowanych.
Warszawa, 12 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Po południu wyszedłem z Witosem na „linię bojową”. Doszliśmy do rogu Koszykowej, ale dalej nie można było, bo o kilkaset kroków były już nasze placówki, a dalsza część Alej [Ujazdowskich] była właściwie bezpańska aż do Alej Jerozolimskich. Luźne kule jednak przez tę przestrzeń przelatywały. Najłatwiej jednak przelatywały kule z licznych dachów, na przykład z [kawiarni] „Niespodzianki”, dużo ich padło na obejście Belwederu, a jeden granat rozwalił ścianę sypialni córki prezydenta (rodzina była już w Spale). Widzieliśmy z daleka zniszczone Ministerstwo Spraw Wojskowych, poniszczone ściany i okna kamienic, bezludne ulice.
[...] Liczba ofiar cywilnych dorównywała stratom wojskowym, głównie z powodu gapiostwa. Pod samymi karabinami maszynowymi stawali ciekawscy i padali też gęsto.
Warszawa, 13 maja
Mieczysław Rybczyński, Wypadki majowe 1926 roku, „Zeszyty Historyczne” nr 86, Paryż 1988, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Kule armatnie zaczęły padać znowu i coraz częściej. Za małą chwilę odezwały się karabiny maszynowe z niewielkiej odległości od Belwederu. Padały na podwórze, uderzały w ściany, kilka ich wpadło do pokoju służącego nam za mieszkanie. Wyszedłem na podwórze. Robiono na nim od strony drogi bardzo słabe, niemal dziecinne zabezpieczenie z ziemi. [...]
Oddziały wojsk Piłsudskiego zbliżały się coraz liczniej do Belwederu różnymi drogami. Kule karabinowe biły w mury belwederskie coraz to gęściej, odbijały się od nich, brzęczały po szybach, wpadając do pokojów.
Warszawa, 14 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Podróż nasza w towarzystwie wiernego wojska i urzędników, wraz z prezydentem, odbywała się pieszo. [...] Przyglądająca się nam ludność tamtejsza nie zdradzała ani radości, ani też żalu, obserwując nas jak każde inne widowisko. Dalsza droga do Wilanowa była niezwykle uciążliwa, bo albo piaszczysta, albo ogromnymi wybojami podziurawiona. Szliśmy też bardzo powoli wśród niemilknących, choć rzadkich strzałów. Prezydent Wojciechowski, mimo zmęczenia i widocznego wyczerpania, okazywał bardzo wielki spokój. [...]
Kiedy nareszcie dotarliśmy do Wilanowa, a wojsko stanęło na dużym placu przed kościołem, odezwały się działa z Saskiej Kępy, milczące dotąd. Jeden z pocisków poranił kilku żołnierzy i zabił jednego konia.
Warszawa, 14 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Marszałek Rataj przybył do Wilanowa już bardzo późną nocą. W rozmowie z nami oświadczył, że nie nalega na naszą decyzję, jednak widzi beznadziejność dalszej walki, która, w warunkach wytworzonych, poza rozlewem krwi nic przynieść nie może. Jeśliby prezydent i rząd zdecydowali się na ustąpienie, to on mógłby się podjąć pośrednictwa między rządem i Piłsudskim, mimo że dla niego będzie to sprawa bardzo ciężka i przykra. Po złożeniu tego oświadczenia wyszedł, zostawiając nas w pokoju samych. Po jego wyjściu rozpoczęła się bardzo ożywiona i szeroka narada. Na życzenie prezydenta Wojciechowskiego zaprosiłem do niej także płk. Andersa.
Narada obfitowała w bardzo ciężkie, a nawet tragiczne momenty. Prezydent Wojciechowski zdecydował się bez namysłu na swoje ustąpienie i doradzał rządowi, ażeby zrobił to samo. Najmocniej ze wszystkich ministrów opierał się [Jerzy] Zdziechowski, uważając ustąpienie przed buntem za niedopuszczalne i kompromitujące. Dość niezdecydowanie popierał go dr [Władysław] Kiernik. Minister spraw wojskowych Malczewski, powiedziawszy kilka zdań, padł z głośnym płaczem na podłogę. Płk Anders siedział, zdawało się, zupełnie nieruchomo z oczami utkwionymi w ziemię. Obserwowałem go długo i uważnie. Widać było u niego tłumiony gniew, gryzący żal, a niezawodnie i palący wstyd. W pewnej chwili porwał się prawie gwałtownie, protestując przeciwko kapitulacji przed buntem i zbrodnią. Wystąpienie jego wywołało wstrząsające wrażenie. Uspokoił go dopiero prezydent Wojciechowski długą przyjacielską prośbą i ojcowskimi perswazjami.
Warszawa, 14 maja
Wincenty Witos, Moje wspomnienia, t. III, Paryż 1965, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
„Monitor” z 2 października przyniósł listę gabinetu, która wywołała prawdziwą sensację. Premierem i ministrem spraw wojskowych został zamianowany marszałek Piłsudski […].
W obozie majowym, w kołach piłsudczykowskich gabinet wywołał zrozumiałą konsternację, zawstydzenie i cichą nieraz rozpacz, zwątpienie. Pomyśleć bowiem: nie upłynęło jeszcze pół roku od krwawych walk toczonych pod hasłem „precz z reakcją polityczną i społeczną” i oto ten, który walki te rozpętał, ten, który przez długie lata był symbolem „lewicowości” wszelakiej, doszedłszy do władzy bierze sobie bez nacisku parlamentu czy stronnictw z własnej i nieprzymuszonej woli za współpracownika przedstawiciela „najczarniejszej reakcji” politycznej i społecznej, prononsowanego monarchistę – p. [Aleksandra] Meysztowicza i mniej wprawdzie prononsowanego, ale prawicowego obszarnika p. [Karola] Niezabitowskiego.
Lata całe „niepodległościowy” obóz Piłsudskiego i sam Piłsudski odmawiali wszystkim innym prawa do Polski, twierdząc, że ci „inni”o Polskę nie walczyli, Polski nie chcieli - „nie chciał jej Dmowski, nie chciał Paderewski, nie chciał Witos i Grabski...”. A oto teraz ten, który był przywódcą i sztandarem obozu niepodległościowego, powołuje do współpracy i współrządów najtypowszego przedstawiciela ugody wobec caratu, „kataryniarza” Meysztowicza, który nawet w oczach ugodowców – przeholował w uległości.
[…]
A „Komendant” wiedział, co robi, i to, co robił, było bardzo głęboko pomyślane. Obecność w ganinecie skrajnych konserwatystów i socjalistów mówiła na zewnątrz, na zagranicę, iż Piłsudski jest tym człowiekiem, który utrzymuje równowagę społeczną w Polsce […].
Warszawa, 2 października
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, red. Jan Dębski, Warszawa 1965.
Wiem, że parlamentaryzm polski nie spełnia swoich zadań i nie zasługuje na wdzięczność ludu. Obrona jego nie jest popularną nawet może w tym Szanownym Zebraniu, jednak doznał on już porażki i kompromitacji. Parlamentaryzm mógłby spełniać swe zadania, gdyby zdolny był do utworzenia silnej i trwałej większości. Jeżeli mówię o parlamentaryzmie i jego obronie, to nie mam zamiaru bronić ludzi, którzy w Sejmie siedzą. Uważam natomiast za swój obowiązek bronić zasad i istoty parlamentaryzmu. Kampania przeprowadzana przeciw Sejmowi nie jest wcale nową; zarzucało mu się od początku istnienia jego chłopskość, choć takim nigdy nie był. Robiło się to dawniej, robi się także i teraz. Rozum państwowy nakazywał jednak, i nakazuje, Sejm pozostawić, usunąć tylko to, co jest niewłaściwe.
Kraków, 28 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Droga rewolucyjna wskazaną jest może dla dokonania przewrotów socjalnych, ale nigdy politycznych. Przewrót nie zrealizował bynajmniej tego, co było jego hasłem. Natomiast z tego krwawego bigosu wychodzą na czoło życia państwowego ci, których historia i wypadki odsunęły od życia politycznego w Polsce, a których dziś widzimy znowu na widowni.
To nie są rzeczy bez przykrych następstw. Widzimy bowiem, iż dzisiaj nie ci od dołu są pierwszymi, lecz na wierzch wychodzą ci, którzy się sami uważali za pogrzebanych. Celem i wynikiem przewrotu miała być sanacja moralna i gospodarcza. Szczegółowej analizy obecnych stosunków nie będę przeprowadzał, albowiem na wyniki ostateczne trzeba jeszcze cierpliwie czekać kilka miesięcy.
O sanacji moralnej mowy być nie może. Ci bowiem, którzy widzą niszczenie administracji, stosunki w urzędach, w wojsku, dośpiewają sobie wszystko sami. Łamanie i deptanie prawa może chwilowo dać pewne sukcesy, ostatecznie jednak musi się zemścić na sprawcach i na tych, którzy się temu biernie przypatrują. Że prawo jest deptane, niszczone, w dalszym ciągu, że gwałtów dokonuje się dalej, o tym przekonywać nie potrzebuję.
Kraków, 28 listopada
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Oczywiście do stronnictw, które są tępione, należy także i stronnictwo Piast w tej chwili. Dlaczego – nie wiem. [...] Jeśli stronnictwo, stawiające interesy państwowe wyżej od interesu partyjnego i wszystkich innych, znalazło się na indeksie, to śmiem się zapytać, kto się na indeksie nie znajdzie? Śmiem zapytać, co jest patriotyzmem, a co działaniem szkodliwym, co jest cnotą, a co jest występkiem, co zasługuje na nagrodę, a co na karę, bo w tej chwili panuje kompletne pomieszczanie pojęć. [...]
Zwolenników stronnictwa ściga się na każdym kroku, ściga się przez policję, ściga się przez organa innych władz. Sypią się konfiskaty na nasze pisma. Pytam się, za co konfiskaty, dlaczego te konfiskaty? Mam przed sobą numer skonfiskowanego pisma i mam przed sobą artykuł, którego treść, przynajmniej częściowo, mogę panom zakomunikować. Skonfiskowano zdanie, w którym między innymi się mówi, że marnuje się siły na walkę z własnym społeczeństwem, zamiast je konsolidować do walki z wrogiem. Więc tego nie wolno powiedzieć. (P. Michalak: naturalnie, nie wolno prawdy mówić). I wtenczas, kiedy za tę zbrodnię następuje konfiskata, i to dosyć późno, bo pismo się rozeszło i wyłapuje dopiero na rozkaz Warszawy, przychodzi specjalne polecenie z Prezydium Rady Ministrów, które żąda od dotyczącej władzy, ażeby na pismo to nałożyła największy wymiar kary. Oczywiście, to się dzieje. Dlaczego dziać się nie może? Kto ma władzę, może rządzić. Zachodzi jednak bardzo duże pytanie, czy ten, kto ma siłę, musi używać brutalnej przemocy i czy brutalna przemoc jest rzeczą pożyteczną dla polityki nawet kogoś mocnego. (P. Nowak: to był rewanż za Kuriera Porannego). Przynajmniej jest wyjaśnienie. Ale należałoby szukać tych win. Więc co? Jaka jest wina stronnictwa, bo w Polsce wolnej, w Polsce niepodległej powinniśmy wiedzieć, za co się kogo karze, i to powinniśmy mieć wytłumaczone.
[...]
Na tym jeszcze nie koniec. Konfiskuje się pisma nasze i w Warszawie, ale konfiskuje się i ludzi. Pomijam już to, że gdzie się tylko może - wyrzuca się każdego z urzędu, jeśli go czuć choćby cośkolwiek Piastowcem. Ci są bowiem poza prawem.
Warszawa, 26 stycznia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
O stronie gospodarczej świadczy najwymowniej – nawet cyfr nie trzeba przytaczać – z dnia na dzień wzrastająca drożyzna, nędza i niedostatek na wsi, coraz większy, taka sama nędza i taki sam niedostatek w mieście. Nie wszystko złoto, co się świeci. Jeżeli wydaje się, że np. urzędnikom dziś dobrze się powodzi, bo dostali 10%, to jest złuda. Urzędnikom powodzi się gorzej, kolejarzom powodzi się gorzej, robotnikom powodzi się gorzej, a wszyscy razem pytają, co to będzie jeszcze później. Ja należałem do tych pechowców, który śmiał swego czasu powiedzieć, że będzie jeszcze gorzej. Panowie wtenczas odpowiadaliście krzykami i napaściami, choć pod wielu względami było znacznie lepiej aniżeli teraz.
Jeżeli przyjrzymy się trochę drogom dzisiejszym, które zastępowane są jeziorami albo błociskiem, jeżeli spojrzymy na resztę obiektów melioracyjnych i regulacyjnych, na resztę, bo co było, to poszło z wodą, bo to nikogo nie obchodzi; jeżeli policzymy egzekucje, masowe sprzedaże narzędzi i inwentarzy, nie dworskich, te się bowiem szanuje, ale włościańskich, chłopskich, jeżeli dziś zbytkiem jest kupienie sobie za parę złotych koszuli czy innej części ubrania, to nie ma co mówić o tym, że się lepiej powodzi, ale trzeba sobie powiedzieć, że my spadamy.
Warszawa, 26 stycznia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wysoki Kongresie!
[...]
Demobilizacja społeczeństwa. Każdy kto ma możność porównania siły i stanu posiadania polskiego w ogóle, a w szczególności na kresach wschodnich, w pierwszych latach niepodległości, z tym co jest obecnie, stwierdzić musi, że cofamy się coraz więcej i to cofamy się zupełnie dobrowolnie. Jakież są powody? Kierunek polityki i brak ludzi. Inteligencja urzędnicza, która tam zawsze przeważała, która pracowała b. wiele i dawała inicjatywę, sterroryzowana, usunęła się od wszelkiej pracy, albo też przeszła do obozu sanacyjnego, by tym sposobem ratować swoje urzędowe stanowisko, a także i pobory.
Resztę społeczeństwa ogarnęła niechęć, apatia i szkodliwy nad wyraz brak wiary w przyszłość.
Stan wytworzony to demobilizacja moralna społeczeństwa, niezwykle dla państwa niebezpieczna. Państwem rządzić winna wola społeczeństwa. W tym stanie rzeczy trudną jest do zrozumienia polityka i taktyka rządu, który często widocznie zapomina, że państwo istnieć i rozwijać się może nie tylko wówczas, gdy ma ziemię i ludność na niej żyjącą, lecz przede wszystkim wtedy, gdy ludność ta uważa państwo za swoją wspólną własność, a do niego przywiązana gotowa jest do wszelkich ofiar i poświęceń.
Jeżeli konstytucja postanawia, że władza zwierzchnia w państwie należy do narodu, jeżeli następnie określa w jaki sposób naród ma tę władzę wykonywać, to wniosek całkiem prosty, że państwem, będącym własnością wspólną, rządzić powinna zbiorowa wola społeczeństwa. Ma ona się uprawnić w Sejmie wybranym przez całą ludność państwa. Sejmu jako trybuny ludu bronić musimy. Inaczej być nie może w państwie konstytucyjnym i na zasadach demokratycznych opartym.
I aczkolwiek prawdą jest, że Sejm w Polsce odrodzonej nie spełnił w całości swojego zadania i nie zadowolił społeczeństwa, to ma on przecież w historii swojej momenty wielkiej miary, które go wyżej stawiają od Sejmów w dawnej Polsce, a do pewnego stopnia rozgrzeszają.
Poznań, 8 lipca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Zjechaliśmy się tu, by pokazać, że jesteśmy i pozostaniemy, że nie damy się zgnębić nikomu, żeby się lepiej poznać i naradzić co do celów naszych i dróg do nich wiodących. Jako prawi gospodarze kraju, chcemy się przyglądnąć gospodarce obecnych włodarzy, którzy są za nią odpowiedzialni. Chcemy wypowiedzieć o niej swój sąd.
[...]
Uroczysta deklaracja naszej konstytucji, uczyniona w imię Boże, zaprzysiężona, mówi najwyraźniej o wiekuistych podstawach „prawa i wolności"; zapewnia obywatelom równość i poszanowanie prawa. Czy ta zaprzysiężona deklaracja stała się ciałem? Według Konstytucji władza należy do Narodu, nie do wybranych, nie do takiej czy innej partii, nie do jakiegoś związku, ale do Narodu. Chłop ma pretensje do tej władzy, bo jest częścią narodu, i to tą częścią najtrwalszą, najstalszą, bez której naród nie istniałby. W Polsce rozbija się wieś i włościaństwo; rozbija się polityczną siłę zorganizowaną; wprowadza się metody i drogi gospodarcze, które wieś niszczą, a przede wszystkim uzależniają. W jakim celu? Biedak, rozbity, zdezorientowany, staje się kandydatem na żebraka; jeżeli niszczy się wolego obywatela, wychowuje się niewolnika.
[...]
Przyszłość Polski nie może być oparta o zażydzone miasta, podminowane socjalizmem, wstępem do komunizmu. Nie wystarczy na to całe morze idealizmu i dobrej woli nawet grup inteligenckich; mieszczaństwa polskiego w Polsce prawie nie mamy. Podstawą przyszłości może być tylko wieś, tylko polskie włościaństwo. Stąd też ziemia dworska na całym obszarze państwa, a w pierwszym rzędzie na wschodzie i zachodzie, bez względu na to, czy ona pozostaje w ręku szlachcica polskiego, Niemca, Moskala, czy Żyda – musi przejść w ręce chłopa polskiego. Żadne sentymenty nie mogą tu być przeszkodą, a obecnie wytworzony stan, będący zaprzeczeniem tej zasady, musi ulec gruntownej zmianie.
Chłop też musi Polskę uznać za swoją własność, musi ja pokochać, a stać się to może tylko wtenczas, gdy będzie miał zapewniony należny udział w życiu państwowym; gdy bez przeszkód będzie mógł korzystać z praw ustawą mu zastrzeżonych; gdy będzie widział, że jest wszędzie i zawsze na równi z innymi traktowany; gdy bronił jej będzie jako swojej własności.
Granic Polski nikt nie naruszy wówczas, gdy ziemia będzie należeć do chłopa, gdy będzie hart i zdecydowana wola narodu, pokój zaś wewnętrzny i potęga państwa będzie zapewniona, gdy chłop będzie świadomy, zamożny i zadowolony.
Wierzchosławice, 10 czerwca
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Rada Naczelna Stronnictwa naszego [...] jest nie tylko organem Stronnictwa, ale jedyną i naturalną reprezentacją całego włościaństwa w Polsce, przez to samo uprawnioną do zabierania głosu imieniem ogromnej większości narodu. Zadania jej w czasach obecnych szczególnie są trudne i ciężkie, choć wielkie i szczytne. Zło zasadzone w roku 1926 rozrasta i pogłębia się coraz więcej. Sanacja moralna, posługująca się gwałtem, terrorem, korupcją, nie tylko obniżyła godność narodu przed światem, ale wykopała pomiędzy społeczeństwem przepaść pogłębiającą się i rozszerzającą coraz więcej. Dla garstki swoich pozostały przywileje, bezkarność, posady, pieniądze, ogromną zaś większość społeczeństwa zrobiono helotami, pozbawionymi nawet pracy i chleba. Wykształcenie i zasługę zastąpiła przynależność partyjna, prawo – gwałt, wolę – rozkaz, cnotę obywatelską zastąpił występek, współpracę - intryga, szpiegowanie, donosicielstwo. Przerodziły się one w system.
Dwie pozostają dziś drogi, albo poddanie się złu, albo też ciężka, nieubłagana z nim walka. Dla nas odpowiedź jest prosta i krótka. Rada Naczelna nie ma innej drogi, jej obowiązkiem jest podjąć tę walkę i nakazać ją wszystkim ludowcom w imię największych dóbr i ideałów. A więc w obronie dobrego imienia i godności narodu, w obronie prawa i konstytucji, w obronie skołatanej wsi polskiej musi stanąć cały lud.
Warszawa, 10 grudnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Wielu z mówców w swoich przemówieniach dawało wyraz temu, co się w kraju dzieje. Nikt jednak nie jęczał i nie płakał, ale krzyczał na cały głos, że się dzieje źle, że się pali. Pali się nie fortuna jednostki, nie czyjś prywatny folwark czy dom, ale olbrzymia budowa państwa, dzieło całych pokoleń, które o nie walczyły, dzieło w którym się ucieleśnił geniusz narodu. Jeżeli dziś jest ktoś, kto większość narodu wysyła „do gnoju", musi się spotkać z należytym sprzeciwem i odprawą. Do przyszłości ma prawo tylko ten, kto ma za sobą przeszłość.
[...]
Słyszy się niejednokrotnie, iż sanacja nie ma programu. Ja zaś twierdzę, że ona ten program posiada i z całą konsekwencją go realizuje. Program ten streszcza się w tym: władza dla nas, pieniądze dla nas, przywileje dla nas. Został on wykonany w stu procentach.
Zrobiono przewrót pod hasłem uzdrowienia prawa, bezprawie uczyniono systemem.
Wołano o czyste ręce.
[biała plama]
Prowadzi się gospodarkę, jak najbardziej rozrzutną. Zastosowano system terroru i represji, stłumiono wszelki bunt duszy, bez której człowiek staje się zwierzęciem, a w najlepszym razie niewolnikiem. Wypowiedziano rzekomo walkę partyjnictwu, a tymczasem partyjność sanacji ogarnęła wszystko. Kto rządzi, ten normalnie ponosi odpowiedzialność za swe rządy. Tak jest w radzie gminnej, tak jest w sejmiku, tak jest w każdej instytucji publicznej. Ci nie chcą za nic przed nikim odpowiadać. W stosunku do ludzi, którzy do tej odpowiedzialności chcieli ich zmusić, zapowiadano gwałty i „łamanie kości″.
[...]
Wola narodu została złamana - naród stał się automatem. [...] Mówi się również niejednokrotnie, że ci, którzy to wszystko z narodem czynią, nie mają żadnego planu na przyszłość. Ja twierdzę, że oni ten plan mają. A plany ich są bardzo daleko idące. Chodzi im o to, aby nigdy nie powrócić do normalnych stosunków w państwie.
Musimy rozpocząć walkę!
Chłopi są najliczniejszą warstwą narodu – warstwą, która należy to na tym miejscu podkreślić, najmniej pozwoliła się spodlić. Jesteśmy wśród wszystkich ugrupowań opozycyjnych jedyną awangardą, która może nawet wywalić obecny system. Trzeba rozpocząć walkę. Walka ta nie będzie łatwa - należy się liczyć z tym, że zwartość rządzonego ośrodka jest wielka i wielka jest jego niewybredność w środkach. Ale walkę rozpocząć musimy, o Polskę nową, którą nam sfałszowano.
Warszawa, 11 grudnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Kochani Koledzy, Drodzy Przyjaciele!
[...]
Moją myślą przewodnią było, że Polska może powstać przez lud, może być potężną, gdy się oprze na chłopach, może być pewną swego bytu i bezpieczną o swój los, gdy ją chłopi obronią. Jeżeli państwo chce osiągnąć ten wielki cel, to musi dać chłopu prawo, wolność obywatelską, możność ludzkiego bytu. Żaden geniusz nie zastąpi narodu, cały naród za swe losy musi wziąć odpowiedzialność. Twierdzeń tych nie uważam za swój wynalazek, ale za drogę zupełnie naturalną, naszymi stosunkami i zdrowym rozsądkiem podyktowaną. Wierzyłem, że kto potrafi 70% ludności związać mocnymi węzłami z państwem, ten zapewni jego bezpieczeństwo i byt. Rok 1920 jest tego aż nadto wymownym przykładem.
A dzisiejsze stosunki polityczne, o tym nie będę mówił – znacie je aż nadto dobrze. Do czego my mamy dążyć? Do uzyskania i zagwarantowania wszelkich praw konstytucją narodowi przyznanych, do oddania państwa w ręce narodu, do zdobycia stanowi chłopskiemu należytego wpływu i ludzkiego bytu. Od walki nie wolno się nikomu usunąć! Frazesy na nic się nie zdadzą, zostaje stara prawda, a nią jest walka o byt i przyszłość. W niej zwyciężą nie tylko ci, co mają słuszność, ale też siłę i wolę zwycięstwa. Dziękować Wam za trudy nie chcę i nie będę. Spełniacie prawo i wykonujecie obowiązki! Jeśli władza zwierzchnia należy do Narodu, a Wy stanowicie większość, to ona faktycznie należy do Was. Z tego trzeba wyciągnąć wnioski i według tego stosować swoje postępowanie. Lecz druga strona medalu. Świadomość obywatela wyrabia się w atmosferze prawa i wolności. Bez wolnego obywatela nie może być wolnego państwa i narodu. Kto niszczy wolność obywatelską, ten podkopuje przywiązanie do państwa, a gdy obywatel stanie się na los państwa obojętnym, musi państwo runąć.
Wierzchosławice, 30 kwietnia
Wincenty Witos, Przemówienia, oprac. Józef Ryszard Szaflik, Warszawa 2007.
Drodzy Bracia i Kochani Przyjaciele!
Przesyłając Wam z okazji Zielonych Świąt, z którymi tradycyjnie związane były w Polsce obchody święta ludowego, serdeczne pozdrowienia oraz słowa otuchy i nadziei, zdaję sobie doskonale sprawę z sytuacji wytworzonej w Polsce przez terror i wyzysk komunistyczny.
Przeżywamy wspólnie wielką tragedię narodową, gdyż po tylu walkach i ofiarach Polska pogrążona w niewoli dyktatury komunistycznej, znowu pozbawiona jest wolności i niepodległości. Przeżywamy wspólnie wielką tragedię polityczną ruchu ludowego, gdyż po przeszło 60-letniej walce o wolność, uświadomienie i równouprawnienie człowieka i poszanowanie jego godności, w walce o niepodlełość, demokrację i sprawiedliwość społeczną – przepełnione niewinymi ofiarami reżimu są więzienia i obozy pracy przymusowej w Polsce, fałszowana i gwałcona jest stale wola ogromnej większości narodu, deptana godność ludzka, niszczone siły fizyczne obywateli, zatruwana nienawiścią, kłamstwem i fałszami historycznymi dusza młodzieży polskiej.
Dawniej w czasie obchodów święta ludowego, zapoznając się z naukami i pracą naszych wielkich przywódców i wychowawców, z Wincentym Witosem i Maciejem Ratajem na czele, manifestując siłę i dojrzałość wsi polskiej – chłopów, kobiet i młodzieży wiejskiej – rozpalaliśmy w sercach mas ludowych, zgromadzonych pod lasem zielonych sztandarów, z wizerunkami Matki Boskiej na nich – miłość Boga, miłość Polski, miłość bliźniego, zaszczepiając w nich równocześnie zrozumienie do pracy i ofiarności na rzecz demokracji politycznej, społecznej i gospodarczej na rzecz równouprawnienia wszystkich obywateli Polski.
Praktyka dyktatury komunistycznej nie tylko pragnie przekreślić to wszystko, na czym wyrośliśmy, czegośmy się nauczyli, co ukochaliśmy i zatrzeć w pamięci te wspomnienia – ale pragnie również ukryta za fałszywą nazwą Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, przez swoich agentów komunistycznych i zaprzańców ruchu ludowego – sfałszować naukę i historię, pracę i dorobek ruchu ludowego i jego wielkich twórców i przywódców.
Ostatni rok wykazał jednak, że mimo wszystko nie uda się komunistom wydrzeć z serc milionów chłopów idei, które tkwiąc głęboko w sercach ludzkich, okazują się silniejsze od całej potęgi komunistycznego kolosa.
Londyn, 6 czerwca
Stanisław Stępka, W imieniu Stronnictwa i Międzynarodowej Unii Chłopskiej. Wystąpienia Stanisława Mikołajczyka z lat 1948–1966, Warszawa 1995.
Ostatnia niedziela 1975 roku. Biją dzwony katedry św. Jana na Starym Mieście w Warszawie. Tłumy przed katedrą i w katedrze. Rozpoczyna się podniosła uroczystość odsłonięcia tablicy ku czci Wincentego Witosa. [...] Uroczystą mszę świętą odprawia Prymas Polski ks. [Stefan] Wyszyński w asyście dostojników kościelnych. [...] Po mszy ks. Prymas wchodzi na ambonę. Mówi o wielkich zasługach W. Witosa dla Polski, dla polskich chłopów. [...]
Wychodzimy z katedry podniesieni na duchu. Są jeszcze w Polsce miejsca, gdzie czci się prawdziwe zasługi dla narodu, dla państwa, gdzie nie dociera zgiełk propagandowej sieczki wokół chwilowych wielkości, gdzie obce idee nie przesłaniają wizji wolnej, niepodległej, prawdziwie demokratycznej Polski, za którą oddały życie miliony patriotów w czasie powstań narodowych i w czasie I i II wojny światowej.
Warszawa, 28 grudnia
Paweł Mucha, Czasy wielkich przemian: ludzie–zdarzenia–refleksje, t. 3: [Lata 1956–1977], dziennik w zbiorach Ossolineum, 15637/II/t. 3.